RMF: Dubieniecki o wysokości zadośćuczynienia
Najpierw rozmawiajmy o przyczynach katastrofy, dopiero potem o kwotach odszkodowań - mówi Marcin Dubieniecki.
Konrad Piasecki: 250 tys. zł na członka rodziny za katastrofę smoleńską to za mało?
Marcin Dubieniecki: - Nie chciałbym się wdawać w dyskusję, czy to jest za mało, czy za dużo. Dla mnie moment przedstawienia tej propozycji przez Prokuratorię Generalną jest nieprzypadkowy.
Uważa pan, że Prokuratoria Generalna odwraca od czegoś uwagę?
- Uważam, że przedstawienie tego w tydzień po wszystkich nieprawidłowościach dotyczących raportu MAK-u, jakie wyszły na jaw, jest pewnego rodzaju odwróceniem uwagi.
- Oczywiście, że w ogóle dyskusja o kwotach zadośćuczynienia, o odszkodowaniach, nie jest w ogóle dyskusją, która przez opinię publiczną jest dobrze odbierana. Niemniej jednak, w mojej ocenie taka dyskusja powinna odbywać się między zainteresowanym a organem, który jest w stanie wypłacić takie zadośćuczynienie.
Czyli ciszej nad tymi kwotami?
- To powinna być indywidualna decyzja każdej rodziny. Każdy ma subiektywne odczucia, jaka ta kwota powinna być, a sprawa powinna być rozwiązana poza kamerami, poza mediami.
A indywidualne i subiektywne odczucie państwa Kaczyńskich czy państwa Dubienieckich jest jakie? 250 tys. to za mało?
- Przede wszystkim nie państwa Dubienieckich, tylko pokrzywdzonej, czyli córki pary prezydenckiej. Ja nie wiem, jakie są oczekiwania mojej żony w kwestii zadośćuczynienia, czy w ogóle są jakiekolwiek oczekiwania, czy będzie występowała o zadośćuczynienie.
Zapytam wprost, pańska żona dostałaby pół miliona, czy to jest suma, którą by przyjęła od skarbu państwa?
- Nie wciągnę się w tę dyskusję.
Pan jest jej pełnomocnikiem, a nie tylko mężem więc pytam pana jako pełnomocnika.
- To nie ja oceniam kwotę, jaka powinna być wnoszona jako żądanie w stosunku do skarbu państwa.
Ale już pan ocenił. W piątek, kiedy pojawiła się ta suma, powiedział pan Polskiej Agencji Prasowej: Kwota 250 tys. zł jest według mnie jako pełnomocnika w ogóle nie do przyjęcia.
- Według mnie, jako pełnomocnika, kwota ta jest nie do przyjęcia, ale ta wypowiedź została opatrznie zrozumiana. Powiedziałem, że kwota jest nie do przyjęcia na ten moment. Nie możemy rozmawiać na ten moment o środkach.
A w ogóle jest do przyjęcia? Kiedy pan zacznie taką dyskusję i kiedy pan orzeknie czy 250 tys...
- Ja myślę, że podstawową kwestią w tej sprawie, żeby rozmawiać o jakichkolwiek kwotach zadośćuczynienia, jest kwestia zakończenia jednego z postępowań - czy to prokuratorskiego czy też publikacji quasi-raportu komisji Millera.
A będzie pan w ogóle walczył o pieniądze, czy będą państwo w ogóle walczyli o pieniądze?
- To nie jest w ogóle naszym celem, żeby walczyć o jakiekolwiek pieniądze. Naszym celem, a przede wszystkim moim jako pełnomocnika, jest doprowadzenie do tego, żeby w sprawie pojawiły się rzeczywiste przesłanki związane z katastrofą.
Podsumowując, ta pańska reakcja na te 250 tys. i słowa o sumie nie do przyjęcia, są dzisiaj obowiązujące czy pan się z tych słów wycofuje?
- W kontekście takim, że jest to kwota nie do przyjęcia, ja się z tych słów nie wycofuję. Niemniej jednak ostateczna decyzja należy do pokrzywdzonych.
Ale w pańskim odczuciu to jest zbyt mało.
- Jako pełnomocnik, na tę chwilę w ogóle nie chcę rozmawiać o kwotach.
No to dlaczego pan w piątek tak zareagował?
- To jest opatrznie zrozumiana wypowiedź.
A właściwe rozumienie powinno być jakie?
- Właściwe rozumienie powinno być takie, jak było powiedziane, czyli kwestia zadośćuczynienia i ewentualnej kwoty powinna zejść na dalszy plan, po wyjaśnieniu przyczyn katastrofy.
Czy pana podejrzenia i wiara w zamach, do którego miało dojść 10 kwietnia, wciąż rosną?
- Pan się odnosi do mojego oświadczenia, która pojawiło się w mediach odnośnie tego, że dzisiaj teoria i hipoteza zamachu jest bardziej prawdopodobna niż dotychczas. Ja się z tych słów w żaden sposób nie wycofuję, ale wydaje mi się, że należałoby pozostawić fragment jakiejś przestrzeni do pracy prokuraturze, żeby faktycznie zbadała wszystkie okoliczności związane z zamachem.
A jeśli zamach, to jaki miałby być jego scenariusz? Kto miałby odegrać w nim główną rolę, kontrolerzy lotu?
- Nie chciałbym się tutaj na antenie wypowiadać, kto miałby być wykonawcą tego, jeżeli w ogóle by do takiego zamachu miało dojść i hipoteza mogłaby się potwierdzić. Niemniej jednak pojawiło się już wiele wątpliwości po publikacji raportu MAK-u, że samolot był niewłaściwie naprowadzony więc pytanie jest, dlaczego był niewłaściwie naprowadzany.
A czy niewłaściwe naprowadzanie miałoby być elementem zamachu, czy miało by być głównym "modus operandi" zamachu?
- No może wpływać na cały ciąg zdarzeń doprowadzających do tego.
A ma pan choć jeden mocny dowód na zamach, czy to są tylko podejrzenia związane właśnie z tym złym naprowadzaniem?
- Ja nigdy nie twierdziłem, że do zamachu doszło. Ja powiedziałem, że ten wątek i hipoteza zamachu powinna być priorytetowa w postępowaniu prowadzonym przez prokuraturę i powinna być badana jako pierwsza.
A zdecydował się pan już na złożenie doniesienia do prokuratury, na możliwość popełnienia tego zamachu?
- Tak, jak wcześniej deklarowałem, uzależniam to od wielu czynników. Na tym etapie prokuratura wojskowa, o czym zapewniał nawet jej rzecznik, bada wątek zamachu w postępowaniu. W związku z tym wstrzymam się jeszcze do najbliższych rozstrzygnięć procesowych prokuratury.
A w panu, tak osobiście, prywatnie, podejrzenia dotyczące zamachu rosną raczej, czy maleją?
- One w żaden sposób nie zmalały po ostatnich publikacjach raportu MAK-u, tak jak to podkreśliłem w swoim oświadczeniu, ta hipoteza powinna być bardziej zbadana, aniżeli dotychczas.
Bardziej zbadana, bo?
- No bo pojawiły się okoliczności, które mogłyby wskazywać na działania umyślne.
I co jest tą podstawową okolicznością?
- No chociażby kwestia związana z naprowadzaniem samolotu.
Ale o tym wiedzieliśmy od wielu miesięcy.
- No o tym wiedzieliśmy, ale w raporcie MAK-u, który został opublikowany cała ta kwestia została pominięta.
Ale uważa pan, że to jest element spiskowo-zamachowy?
- Jest to na pewno sytuacja, w której strona rosyjska ma coś do ukrycia.
Gdzie córka pary prezydenckiej będzie 10 kwietnia?
- Myślę, że w Krakowie.
W Krakowie, przy grobie rodziców.
- Najprawdopodobniej tak.
A tam będzie rzeczywiście demonstracja Prawa i Sprawiedliwości?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo.
Czyli nie wie pan, jaki jest scenariusz obchodów zarysowany przez PiS?
- Zapewne wiem tyle ile pan, czyli z mediów.
No i słyszymy, że 10 kwietnia albo Warszawa, albo Kraków, który scenariusz lepszy?
- Z tego co wiem, 10 kwietnia ja będę na pewno z żoną w Krakowie, a następnie pewnie będę w Warszawie. Nie jest to duży odcinek do pokonania.
Tak niewiele pan wie o PiS-ie? Czyżby myśl o karierze politycznej już ostatecznie umarła w panu?
- Panie redaktorze, ja już kilkakrotnie podkreśliłem na antenie, że moje plany polityczne i kwestię startowania w wyborach dość mocno weryfikuję.
Ale weryfikuje pan negatywnie, czy pozytywnie?
- Raczej w tym pierwszym kierunku.
Czyli nie będzie pan startował w wyborach?
- Najprawdopodobniej nie będę startował w wyborach.