Rachunek za wojnę
Choć polski rząd uważa sprawę roszczeń wojennych za zamkniętą, to miasta, które najbardziej ucierpiały pod niemiecką okupacją, liczą starty i przekonują, że mają prawo upominać się o swoje.
9 maja, kiedy w Moskwie świętowano 60. rocznicę zakończenia II wojny światowej, władze Warszawy przedstawiały dowody na to, że Polska wcale nie zrzekła się reparacji wojennych od Niemiec, a w Poznaniu odbyło się inauguracyjne posiedzenie zespołu ekspertów, który ma ocenić straty miasta pod okupacją niemiecką.
Najpierw była Warszawa
Swoje wojenne zniszczenia Warszawa postanowiła podliczyć kilkanaście miesięcy temu. Powołany w tym celu zespół, kierowany przez historyka, profesora Wojciecha Fałkowskiego, oszacował ostatecznie straty stolicy pod niemiecką okupacją na 45,3 mld dolarów.
Zdaniem prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego, wyliczona kwota to i tak "rachunek zaniżony w stosunku do rzeczywistości". Nadto szacunki dotyczą oczywiście jedynie uszczerbków materialnych. Nie zawierają się w nich straty związane z utratą życia bądź zdrowia ludności.
Raport ten przedstawiono w listopadzie ubiegłego roku i władze Warszawy zapowiadały, że może on stać się podstawą roszczeń wobec państwa niemieckiego. Jednak o takie odszkodowanie musiałby wystąpić polski rząd, a ten uważa, że sprawa roszczeń jest raz na zawsze zamknięta i że Polska zrzekła się wszelkich reparacji wojennych od Niemiec w 1953 roku. Władze stolicy nie dały jednak za wygraną.
Szansa na reparacje
W miniony poniedziałek w stolicy zaprezentowano, znalezione przez szacujący wojenne straty zespół, dokumenty mające świadczyć, że Polska nigdy nie zrzekła się roszczeń z tytułu strat poniesionych w następstwie II wojny światowej.
Według autorów raportu, dotychczasowe poszukiwania w archiwach wskazują, że polskie MSZ nigdy nie przesłało do władz byłej NRD noty dyplomatycznej, w której rząd polski zrzekałby się roszczeń z tytułu strat wojennych. Nie ma również noty zwrotnej rządu NRD. - Tym samym brak jest podstaw prawnych do przyjęcia, że rozliczenie wartości dostaw reparacyjnych między PRL i ZSRR jest tożsame z rozliczeniem między PRL i Niemcami - uważają autorzy raportu.
Zdaniem Kaczyńskiego, raport obala to, "co nam wmawiano przez wiele lat, mianowicie, że w 1953 r. Polska zrzekła się reparacji wojennych". - Raport dowodzi, że sprawa polskich roszczeń wojennych jest cały czas otwarta - uważa Kaczyński.
Czas na Poznań
W ślady Warszawy idą inni. Jak donosi "Gazeta Poznańska", w poniedziałek odbyło się inauguracyjne posiedzenie zespołu ekspertów, który ma oszacować straty wojenne Poznania. W jego skład wchodzą m.in. pracownicy naukowi Politechniki Poznańskiej, Wydziału Historii UAM, Instytutu Zachodniego oraz miejscy urzędnicy. Będą oni wykorzystywać doświadczenie oraz metody pracy kolegów z Warszawy.
W latach 70. wyliczono, że Poznań jest czwartym miastem w Polsce pod względem zniszczeń materialnych - po Warszawie, Gdańsku i Wrocławiu. Oszacowano też wtedy straty materialne Poznania w dziedzinie kultury na 1 mld 10 mln dolarów. Na 854 mln dolarów wyceniono zaś wartość zniszczonych zabytków.
Majątek zostanie oszacowany według wartości złotego z 1939 roku i przeliczony na dolary amerykańskie. Badania będą kosztowały 250 tys. zł i zostaną sfinansowane przez miasto.
Wszystko przez Steinbach?
Liczący straty Polacy podkreślają, że ich działania są tylko odpowiedzią na roszczenia niemieckie. Chodzi tu o działalność Eriki Steinbach i Powiernictwa Pruskiego, zapowiadających roszczenia odszkodowawcze wobec obecnych właścicieli poniemieckich majątków na północnych i zachodnich ziemiach Rzeczpospolitej.
- Nie myśmy rozpoczęli tę wojnę. Nie my rozpoczęliśmy działania mające na celu zabieranie pieniędzy z Polski - przekonuje Kaczyński. Także Tymoteusz Jacyna-Onyszkiewicz, radny LPR, który wystąpił z pomysłem obliczenia strat w Poznaniu, przekonywał, że bilans strat będzie kartą przetargową w sporze z niemieckimi wypędzonymi.
Roszczeniowe inicjatywy popierają też Polacy, zwłaszcza ci starsi. Z warszawiakami o odszkodowaniach rozmawiała reporterka RMF, Mira Skórka:
Wyliczenia strat na razie mają znaczenie raczej symboliczne niż prawne, bo z podobnymi roszczeniami wobec innego państwa mógłby wystąpić tylko polski rząd, a jego stanowisko w tej sprawie jest jednoznacznie krytyczne. Ale niedługo rząd w Polsce się zmieni, a obecny prezydent Warszawy ma szanse zostać prezydentem Polski. A wtedy żądania dotyczące odszkodowań za straty wojenne mogą stać się kartą przetargową w stosunkach polsko-niemieckich.
INTERIA.PL/RMF/PAP