Wciąż w Polsce są takie miejsca, gdzie dochodzi do wielu kolizji czy wypadków. Warto wspomnieć choćby słynny "zakręt śmierci" - czyli ostry łuk na trasie S1, który będzie częścią przyszłego węzła Suchy Potok. Miejsce jest oznakowane, kierowcom najpierw nakazuje się zwolnić do 80 km/h, a potem do 60 km/h, mimo to co rusz ktoś wjeżdża tam w energochłonne bariery. Głównie dlatego, że łuk o promieniu 90 stopni, wielu próbuje pokonać dużo za szybko. Bywało, że laweta musiała tam zabierać zniszczone pojazdy kilka razy dziennie. Zwykle o takich właśnie miejscach jest głośno. Być może dlatego wciąż nie dociera do nas, że najbardziej śmiertelne są... proste odcinki polskich dróg. Ta nieświadomość sporo nas kosztuje. Zakręty nie tak straszne, jak proste Coroczne raporty Komendy Głównej Policji podsumowujące wypadki drogowe pozwalają lepiej zrozumieć to, co naprawdę dzieje się na polskich trasach. Wynika z nich, że dla polskich kierowców szczególnie niebezpieczne okazują się dwa miejsca. Pierwszym - najtrudniejszym - jest "prosty odcinek drogi". W 2018 r. (raport za rok 2019 jeszcze nie jest dostępny) policji zgłoszono w sumie 31 674 wypadki. Gdy przyjrzeć się ich miejscom powstawania - uwzględniając geometrię drogi - okazuje się, że do ponad połowy z nich doszło tam, gdzie pozornie kierowcom powinno być najłatwiej, czyli na prostym odcinku drogi (17 496 wypadków). I to w tych miejscach zginęło 1816 osób, a ponad 20 tys. zostało rannymi. Drugim najtrudniejszym miejscem na trasach w Polsce są skrzyżowania. Dodajmy - te z drogą z pierwszeństwem przejazdu (ronda i skrzyżowania równorzędne są o wiele bezpieczniejsze). W 2018 r. w takich miejscach doszło do ponad 9 tys. wypadków, w których zginęło 427 osób, a prawie 11 tys. zostało rannych. W porównaniu z prostymi odcinkami dróg i skrzyżowaniami, zakręty nie są tak "wypadkonośne". Na nich doszło do 3,5 tys. wypadków (ponad 500 zabitych i 4,5 tys. rannych). Podobnie relatywnie mało wypadków kierowcy powodują na wzniesieniach (378) czy samych wierzchołkach wzniesień (15). Najlepsza pogoda jest najgorsza Do tej statystyki należy dodać inną pozorną sprzeczność. Otóż najtrudniejsze warunki na drogach to czas, gdy dochodzi do... mniejszej liczby wypadków. Problem jest w dzień, przy dobrej pogodzie. I w najpiękniejszych letnich miesiącach - lipiec, sierpień (m.in. dlatego rząd zaplanował wejście w życie nowych przepisów dotyczących odbierania prawa jazdy na 3 miesiące także poza obszarem zabudowanym właśnie od lipca tego roku). Ponad 21 tys. wypadków - czyli 2/3 wszystkich w Polsce w 2018 r. - zarejestrowano podczas dobrych warunków atmosferycznych. Gdy było pochmurno, wypadków było mniej - nieco ponad 6 tys. Jeszcze mniej wydarzało się w warunkach uznawanych za trudne do jazdy: opady deszczu (3,4 tys.), oślepiające słońce (825), opady śniegu lub gradu (730). Zauważmy przy tym, że połowa wszystkich wypadków wydarza się od lat w Polsce w godzinach 13-20. Prędkość i znajomość przepisów Gdy dodamy do siebie wszystkie te informacje, zaczynamy lepiej rozumieć, co tak naprawdę jest naszym polskim drogowym problemem. Nie fatalna infrastruktura, nie zaskakujące i trudne sytuacje na trasach. Tym problemem jest człowiek. Wypadki na prostych odcinkach dróg i skrzyżowaniach są zagadkowe jedynie do momentu, gdy nie uzmysłowimy sobie dwóch najczęstszych przyczyn wypadków drogowych w kraju. Najwięcej nieszczęść odbywa się z powodu "nieustąpienia pierwszeństwa przejazdu". Drugi najważniejszy czynnik to "niedostosowanie prędkości do warunków ruchu". Druga z tych kwestii jest w Polsce dość dobrze zbadana i pisaliśmy już o tym szczegółowo w tym TUTAJ. Wystarczy wspomnieć, że ponad 90 proc. kierowców przyznaje się do przekraczania limitów prędkości. Sama prędkość często nie jest przyczyną wypadku - skoro te wydarzają się głównie na skrzyżowaniach lub prostych odcinkach. Przy zbyt dużej prędkości małe błędy rozpoczynają ciąg zdarzeń prowadzących do tragedii. Gdy jedzie się za szybko, stały czas reakcji człowieka i wydłużona droga hamowania nie pozwalają na skuteczną reakcję, która pomogłaby uniknąć zderzenia czy wypadnięcia z drogi. I dodatkowy problem - jak zachowywać zasadę ograniczonego zaufania, gdy nie pozostawia się samemu sobie marginesu na wyjście bez szwanku z trudnej sytuacji? To, co dzieje się na skrzyżowaniach też wiemy. Z raportu KGP wynika, że kluczową przyczyną wypadków w Polsce jest "nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu" (7,5 tys. wypadków w 2018 r.). Nie wiemy jednak wciąż, dlaczego tak się dzieje. Nigdy nie zbadaliśmy w Polsce dogłębnie, dlaczego akurat skrzyżowania z drogą z pierwszeństwem przejazdu są naszą piętą achillesową. Możemy jedynie dokonać kilku założeń wynikających z pośrednich informacji. I tak - skoro nawet 90 proc. kierowców przekracza prędkość w okolicach przejść dla pieszych (badanie Instytutu Transportu Drogowego), to czy jest prawdopodobnym, że ci sami kierowcy na skrzyżowaniach nagle zaczynają trzymać się limitów? Czy jeśli z badań prowadzonych w Polsce wynika, że ponad 90 proc. kierowców nie zatrzymuje się na "zielonej strzałce" pozwalającej na warunkowy wjazd na skrzyżowanie - to możemy spodziewać się, że i w innych sytuacjach na skrzyżowaniach przestrzegają procedur opisanych w kodeksie drogowym? Te pytania można mnożyć (Ilu kierowców wie, jak należy używać kierunkowskazu na skrzyżowaniu z pierwszeństwem łamanym?; Ilu wie, że rowerzysta ma pierwszeństwo przed pojazdami skręcającymi w drogę poprzeczną?; Ilu wie, kto ma pierwszeństwo, gdy samochody z dwóch pasów zamierzają zjechać na pas ruchu pomiędzy nimi?; Ilu kierowców wie, jak poprawnie pokonać rondo z wieloma pasami ruchu?). Jedną z najprostszych odpowiedzi jest ta: największym ryzykiem na drodze jest kierowca, który czuje się zbyt pewnie. Wówczas łatwiej mu odstąpić od reguł, których powinien przestrzegać, a zwykle jedzie też za szybko. To dlatego przy trudnych warunkach wypadków jest mniej. I to dlatego w niektórych krajach drogowcy celowo na pewnych odcinkach unikają poziomego oznakowania dróg - wówczas kierowca musi wytężać uwagę, liczba trudnych sytuacji spada. Łukasz Zboralski, BRD24.pl Partnerem Raportu "Jak być dobrym kierowcą" jest PKN Orlen. Koncern wykorzystuje autorytet Roberta Kubicy w kampanii #DobryKierowca przekonując, by stosować proste zasady zmniejszając prędkość do dozwolonej i ustępując pierwszeństwa pieszym.