Prof. Ceynowa: Ta publikacja to cios IV RP
Z apelem o upublicznienie wszystkich dokumentów, jakimi dysponuje tygodnik "Wprost ", które miałyby świadczyć o jego współpracy z SB zwrócił się w liście otwartym rektor Uniwersytetu Gdańskiego prof. Andrzej Ceynowa
. Prof. Ceynowa miał mieć pseudonim "Lek".
Rektor UG tuż po publikacji zaprzeczył, że był współpracownikiem SB, a w liście otwartym napisał m.in., że skojarzenie w tytule artykułu słów oznaczających symbole atrybutów władzy rektorskiej z SB "jest próbą zbeszczeszczenia godności całej społeczności akademickiej" oraz że "zatajenie przed opinią publiczną faktów i dokumentów jest sprzeniewierzeniem się mandatowi społecznemu mediów, złamaniem ustawy "Prawo prasowe" oraz zasad zawartych w Kodeksie Etyki Dziennikarskiej SDP".
W związku z tym rektor UG zwrócił się z apelem do Przewodniczącego Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, prof. Tadeusza Lutego, oraz Przewodniczącego Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich, prof. Stanisława Lorenca, o "spowodowanie przedstawienia opinii publicznej, w tym Konferencji Rektorów, wszystkich dokumentów, w których posiadaniu jest tygodnik "Wprost".
- Domagam się tego, by Szanowni Państwo Rektorzy, a przede wszystkim opinia publiczna, mogli sobie wyrobić bezstronną opinię ta temat stawianych mi zarzutów. Proszę również by dokumenty te zawierały pełny tekst nagranych bez mojej wiedzy i zgody rozmów telefonicznych pani redaktor Kani (autorki artykułu we "Wprost"- red.) ze mną z dnia 30 marca 2007 roku- napisał w liście rektor UG.
Prof. Andrzej Ceynowa dodał, że zwraca się z tym apelem, gdyż autorka artykułu w jednej z audycji telewizyjnych zapowiedziała, że nie upubliczni posiadanych dokumentów, aby prof. Ceynowa "nie mógł się zapoznać z materiałem dowodowym" - oraz -"by sojusznicy w środowisku akademickim, którzy również są przeciwni lustracji nie ruszyli do boju" i nie zaczęli zbijać tych dowodów, które mamy".
Profesor Ceynowa żąda, aby tygodnik pokazał choćby jeden dokument z jego podpisem potwierdzający jego winę. "Nikt takich dowodów nie przedstawia. Nie przedstawia, ponieważ nie ma i nigdy nie było żadnej deklaracji współpracy, żadnej napisanej czy choćby podpisanej przeze mnie informacji dla SB - podkreśla rektor UG.
Jego zdaniem, publikacja artykułu o tym, że miał on być agentem SB to "jest zemsta za "fortel antylustracyjny". To cios poniżej pasa. Cios Czwartej Rzeczpospolitej i ludzi, którzy próbują zastraszyć wszystkich, którzy mają odwagę głosić opinie inne od uznanych za słuszne przez rządców IV RP".
Rektor zaznaczył, iż w jego opinii obowiązująca ustawa lustracyjna jest zła i może był wykorzystana "do krzywdzenia ludzi" a przykładem tego jest on sam.
- Skłócono i podzielono już środowiska lekarzy, adwokatów, nauczycieli, księży, dziennikarzy, a teraz próbuje się to zrobić ze środowiskiem naukowym. To powrót do najgorszych praktyk rodem z PRL - napisał rektor.
Prof. Andrzej Ceynowa w swoim liście opisał też w jakich okolicznościach stykał się z SB w czasach, gdy jako amerykanista pracował od lutego 1974 roku na anglistyce UG.
- Po jakichś trzech, a może czterech latach pracy (a więc albo w 1977 albo w 1978 roku) dostałem pocztą wezwanie do stawienia się w gmachu Wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej na ulicy Okopowej w Gdańsku. Cel wezwania nie był określony. Na miejscu okazało się, że jestem przesłuchiwany przez dwóch milicjantów w cywilu i zmuszany do podjęcia współpracy z SB. Stosowano względem mnie różne niewybredne metody, które dziś są powszechnie opisywane jako "standardowe" metody działania służb specjalnych PRL - wspomina rektor.
Profesor Ceynowa zaznacza, że pomimo rozmaitych gróźb - np. utrudniania wyjazdów zagranicznych czy wręcz gróźb zwolnienia z pracy - odmawiał jakichkolwiek form współpracy, a takich wezwań - w odstępach paromiesięcznych, może półrocznych, otrzymał jeszcze dwa albo trzy". Profesor zaznaczył, że SB próbowało nacisków również na jego żonę, pracującą w tym czasie również na uczelni.
Rektor deklaruje, ze nigdy nie udzielał żadnych informacji oficerom SB a już po roku 1989, po upadku komunizmu był z siebie dumny, że służbom PRL nie udało się zwerbować go do współpracy.
W minionym tygodniu prof. Andrzej Ceynowa, skierował wniosek do Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie o wszczęcie postępowania w sprawie dotyczącej pomówienia go za pomocą środków masowego komunikowania oraz zapowiedział, że wystąpi na drogę prawną przeciwko autorce artykułu "Agenci w Gronostajach" we "Wprost", redaktorowi naczelnemu i wydawcy tego tygodnika.
INTERIA.PL/PAP