Premier: Nowy rząd? Tylko pięciu ministrów z obecnego
Ten kto wygra wybory powinien dostać od prezydenta szansę utworzenia rządu - uważa premier Donald Tusk. Jak zaznaczył, w przypadku niepowodzenia takiej misji, konstytucja przewiduje kolejne kroki, ale na początku, to zwycięzca wyborów powinien przystąpić do formowania rządu.
Tygodnik "Newsweek" poinformował w niedzielę, że w wywiadzie - którego pełna wersja ukaże się w poniedziałek - premier Tusk m.in. przekonuje, że misję tworzenia rządu powinien otrzymać szef partii, która wygra wybory. "Bo nie można a priori założyć, że ktoś nie ma zdolności koalicyjnych" - ocenia. "Newsweek" pisze, że Tusk sugeruje jednocześnie, że nawet gdyby Platforma nie wygrała, on będzie mógł podjąć się misji tworzenia nowego rządu, gdyby w pierwszym kroku zwycięzcy to się nie udało.
Premier, który w niedzielę odwiedził Kraków, odpowiadając na pytanie PAP, powiedział, że "wybory są po to, żeby ludzie zdecydowali, kto ma rządzić, więc ten kto wygra wybory powinien dostać od prezydenta szansę utworzenia rządu".
- Jak nie da rady, bo nie znajdzie koalicjantów, wtedy konstytucja przewiduje drugi krok - wtedy parlament szuka innej większości niż ta, która wynika z prostego liczenia głosów, więc tu konstytucja nam daje bezpieczny wariant. To do tego są tzw trzy kroki. Ale uczciwie wobec wyborców jest powiedzieć: wygrałeś wybory twórz rząd, nie dałeś rady utworzyć rządu, bo nikt nie chce z tobą współpracować - szukamy innych rozwiązań, ale na początek zwycięzca powinien to robić, takie jest moje przekonanie - powiedział Tusk.
Konstytucja stanowi, że prezydent desygnuje premiera, który proponuje skład Rady Ministrów. Szef rządu w ciągu 14 dni od dnia powołania przez prezydenta, przedstawia Sejmowi program działania Rady Ministrów z wnioskiem o udzielenie jej wotum zaufania. Sejm uchwala bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
Jeśli w tym pierwszym konstytucyjnym kroku nie udaje się powołać rządu, inicjatywę - zgodnie z konstytucją - przejmuje Sejm, który ma 2 tygodnie na wybór premiera i ministrów. Prezydent powołuje tak wybraną Radę Ministrów. Gdyby nie powiódł się i drugi krok i Sejmowi nie udało się wyłonić rządu, konstytucja przewiduje trzecie podejście, w którym inicjatywa wraca do prezydenta.
Prezydent Bronisław Komorowski zapowiedział we wrześniowym wywiadzie dla PAP, że powierzając misję tworzenia rządu będzie się kierował zarówno wynikiem wyborczym, jak i realną zdolnością koalicyjną danego ugrupowania.
W sobotę doradca prezydenta prof. Tomasz Nałęcz powiedział dziennikarzom, że po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów, prezydent "zaprosi liderów ugrupowań obecnych w parlamencie do Pałacu Prezydenckiego, odbędzie z nimi serię konsultacji i zorientuje się, który z polityków ma szansę na spełnienie konstytucyjnego warunku stworzenia rządu mogącego uzyskać wotum zaufania". - Taki polityk otrzyma misję stworzenia gabinetu - zaznaczył Nałęcz.
W wywiadzie dla "Newsweeka" - według informacji przekazanej przez tygodnik - Tusk mówi też m.in.: "Nowe wybory oznaczają nowy rząd. I choć wysoko oceniam swoich ministrów, nie sądzę, by więcej niż pięcioro z nich kontynuowało swoją pracę. Także z tego powodu, że w niektórych dziedzinach trzeba postawić na nowe priorytety".
Premier pytany w niedzielę w Krakowie przez dziennikarzy o to, którzy z obecnych ministrów mają szansę zachować stanowiska w nowym gabinecie odpowiedział: "Typowanie wam pozostawiam".
Dopytywany, czy to prawda, że w przyszłym rządzie - jeśli PO wygra - będzie tylko 5 ministrów z obecnego stwierdził, że "bardzo dużo zależy też od wyniku wyborczego". - Platforma będzie miała tylu ministrów, ile dostanie głosów, znaczy mówię o proporcjach - powiedział premier.
- Ja dziś nie mogę się przechwalać, że ułożę za dwa tygodnie nowy gabinet samodzielnie, bo wiele na to wskazuje, że będziemy to robili z kimś. I ten ktoś będzie miał na pewno jakieś oczekiwania. Więc ja staram się odpowiedzialnie do tego podchodzić, ale na pewno niektórzy swoją robotę wykonywali tak dobrze, jak tylko potrafili, ale trzeba nowej energii, zawsze trzeba nowej energii - powiedział Tusk.
- Tak jak były zmiany w trakcie kadencji, to tym bardziej po wyborach potrzebne są zmiany, odświeżenie, taka młodzieńcza determinacja. Nic dziwnego, że niektórzy po 4 latach mogą mieć też dosyć - powiedział.
Tusk dopytywany po raz kolejny o to, którzy z obecnych ministrów mogą pozostać w nowym rządzie, powiedział, że byłoby nieuczciwością z jego strony "wypowiadanie słów, które mogłoby kogoś przesadnie osłabić, a kogoś przesadnie wzmocnić". - Bo na ostatniej prostej przed metą ja się uważam za przyzwoitego człowieka i nikogo nie będę krzywdził w ten sposób - powiedział. Ale - dodał premier - "oczywiście nowy rząd będzie nowym rządem i tych nowych będzie na pewno więcej niż tych starych".
INTERIA.PL/PAP