Prasa o finale prac komisji
Dzisiejsza prasa szeroko komentuje wczorajszą decyzję komisji śledczej badającej aferę Rywina, która przyjęła raport Anity Błochowiak (SLD) jako raport końcowy. Według Błochowiak, Lew Rywin to zwykły oszust, a grupa trzymająca władzę w ogóle nie istniała.
Ustalenia posłanki SLD są niezgodne z publikowanymi wcześniej wynikami prac Jana Rokity, Zbigniewa Ziobry czy Tomasza Nałęcza.
"Trybuna": Błochowiak policzyła
Dopiero wczoraj Tomasz Nałęcz, Zbigniew Ziobro i Jan Maria Władysław Rokita odkryli podstawową zasadę demokracji. Siła ich głosu jest dokładnie taka sama jak siła głosu poniżanych przez nich Bohdana Kopczyńskiego czy Jana Łącznego - pisze Piotr Skura na łamach "Trybuny".
Od wczoraj wiedzą, że nie warto publicznie ośmieszać nikogo na kwadrans przed kluczowym głosowaniem. W Sejmie - w przeciwieństwie do promujących ich mediów - obowiązuje matematyka. 3 nie jest większe od 10 - pisze publicysta "Trybuny".
Anita Błochowiak nie wymyśliła superprzebiegłej taktyki, ale zwyczajnie policzyła, ilu kolegów z komisji ma odmienną opinię od "najbardziej dociekliwych posłów". Nie obrażała też Kopczyńskiego, lecz włączyła fragment jego raportu do swojego. Ustalenia przyjętego w głosowaniu dokumentu są bliskie poglądowi sądu, w którym toczy się rozprawa przeciwko Lwu Rywinowi - pisze Piotr Skura w "Trybunie".
"Gazeta Wyborcza" : Samobój SLD
Stoimy wobec brutalnej, nagiej rzeczywistości. Doszło do zawarcia porozumienia na gruncie sprawozdania pani Błochowiak i można płakać w bezsilnej złości, ale to nie pomoże - mówił osłupiały Tomasz Nałęcz, kiedy komisja śledcza głosami SLD, Kopczyńskiego i Samoobrony przyjęła wersję, że Rywin działał sam, a grupy trzymającej władzę nie było.
Samoobrona nie pierwszy raz zagłosowała tak jak SLD w sprawach kluczowych. A to była sprawa kluczowa - pisze Juliusz Rawicz na łamach "Gazety Wyborczej".
"Chodziło mi o prawdę - powiedziała Anita Błochowiak. I te słowa, nieprawdopodobnie cyniczne, są znakomitym przyczynkiem do paplaniny SLD-owskiej, że dopuszczenie do głosu partyjnej młodzieży oczyści Sojusz" - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Jedni płaczą z bezsilnej złości, a inni - wedle naszej wiedzy m.in. Krzysztof Janik, szef partii - triumfują. Ośmieszyli komisję, której od dawna już nie mogli ścierpieć (dowodem cała publicystyka "Trybuny"). Udowodnili swoim (tym, którzy Rywina przysłali), że w tej partii nie porzuca się kumpli w potrzebie. Pokazali, że mimo zdrady rozmaitych Borowskich i Lewandowskich SLD wciąż jest silne, zwarte i gotowe - na wszystko. Także na rzucenie opinii publicznej wyzwania - w stylu Czarzastego - robimy, co robimy, i jesteśmy z tego dumni. Mimo tego, co ta publiczność oglądała na ekranach w ciągu rocznej pracy komisji - komentuje publicysta gazety.
Ale dzisiejszy triumf może się okazać strzałem samobójczym dla przywódców SLD, którzy zdecydowali o takim głosowaniu. Bo opinia publiczna widziała, co widziała. Tak samo Sejm, który ma przyjąć lub odrzucić sprawozdanie, tak samo członkowie SLD. Dzięki temu kłamstwo, które udało się sprzedać jako oficjalne stanowisko komisji, nie będzie pewnie długo żyło. Sprawa Rywina, zamiast się zakończyć, może dopiero teraz zacząć się na dobre - pisze Juliusz Rawicz na łamach "Gazety Wyborczej".
"Fakt": Błochowiak osłania grupę trzymającą władzę
Błochowiak długo rywalizowała w komisji śledczej z Renatą Beger o miano autorki najgłupszych pytań, gaf i wypowiedzi. Wygrała bezapelacyjnie - jej śledcze dokonania przejdą do historii jako kompromitacja polskiego parlamentaryzmu - donosi "Fakt".
Dziwne jest, jak Błochowiak znalazła się w komisji śledczej - pisze dziennik. Plotkom nie było końca. Ambitna posłanka SLD szybko pokazała, na jak wiele ją stać. To dzięki jej żenującym pytaniom cała Polska poznała rozkład toalet w siedzibie Agory. Za sprawą Błochowiak raz na zawsze wiadomo również, że korytarze w rozsławionym przez nią gmachu biegną poziomo, a nie pionowo. Wkrótce przesłuchując Adama Michnika, objawiła kolejną prawdę: pedałów poznaje się po kolorowych skarpetkach! - pisze gazeta.
Zamiast świadków zaczęła nękać kolegów z komisji. Zagięła parol zwłaszcza na Zbigniewa Ziobrę z PiS. Zaglądała mu przez ramię do notatek, docinała pod nosem, gdy przemawiał, oskarżała, że korzysta ze ściąg. W końcu, niczym niegrzeczna uczennica, została przesadzona na inne miejsce - pisze "Fakt".
INTERIA.PL/PAP