Pozwy zbiorowe nie są popularne
Polacy nie korzystają z pozwów zbiorowych, które miały być skutecznym straszakiem konsumentów przeciw koncernom czy urzędom - oznajmia "Metro".
Mija miesiąc od wejścia w życie ustawy, a do sądów wpłynęło zaledwie osiem pozwów, z czego dwa, złożone przez więźniów.
Przoduje Sąd Okręgowy w Warszawie, gdzie złożono trzy pozwy. Jedna ze spraw dotyczy ustalenia winnych tegorocznej powodzi w Piasecznie. Do rozprawy może nie dojść, ponieważ powód nie wskazał wysokości odszkodowania.
Inny pozew złożono przeciwko Ministerstwu Zdrowia. 378 osób żąda 75 mln zł odszkodowania za zarażenie w PRL-u i w latach 90. żółtaczką. Chorym na hemofilię podawano bowiem preparaty z wirusem wywołującym zapalenie wątroby. Sprawa była już w sądzie, ale poszkodowani wycofali pozwy indywidualne i złożyli jeden - zbiorowy.
Trzeci, stołeczny przypadek to grupa 10 mieszkańców Pragi, która żąda uwłaszczenia na ogródkach działkowych.
We Wrocławiu do sądu wpłynęły dwie sprawy dotyczące spółdzielni mieszkaniowych. Jedna z nich zostanie zwrócona, bo podpisały się pod nią 4 osoby, a musi minimum 10. Podobny przypadek zanotowano w Szczecinie.
Skuteczni są jedynie więźniowie z Gdańska i Elbląga. Ten drugi pozew złożyło 10 osadzonych z zakładu karnego w Iławie, którzy domagają się po 5 tys. zł odszkodowania od Skarbu Państwa za brak resocjalizacji.
Nie jest łatwo przygotować pozew zbiorowy. Trudno znaleźć 10 osób, które mogłyby zgłosić identyczne szkody, aby spełnić wymóg ustawy. Ta forma jest dobra dla dużych spraw, jak chociażby pamiętne zawalenie się hali w Katowicach.
Nikłe zainteresowanie nie martwi Ministerstwa Sprawiedliwości, które nie przewidywało wielu takich spraw. Poza tym minęło zbyt mało czasu i tego typu pozwów będzie przybywać - czytamy w "Metrze".
INTERIA.PL/PAP