Jeden z najbogatszych Polaków, prezes Comarchu i profesor nauk technicznych Janusz Filipiak tłumaczył w podcaście Forum IBRiS, jak należy poradzić sobie z globalnym zanieczyszczeniem środowiska. - Jest coraz gorzej a niewiele się robi. Zgłasza się hasła polityczne, ale jest mało działań. Musi być 47 stopni Celsjusza, żebyśmy ten problem traktowali poważnie? - zastanawiał się na wstępie gość Agaty Kołodziej. Janusz Filipiak: Ludzie nie powinni żreć tyle mięsa i latać na wakacje na Kretę - 10 proc. najbogatszej części świata odpowiada za połowę emisji CO2 - wskazała prowadząca. W odpowiedzi milioner stwierdził, że nie zna danych, o których mowa, przez co trudno mu się odnieść do zagadnienia w merytoryczny sposób. - Jednym z największych źródeł emisji CO2 jest hodowla zwierząt. Osoby, które mniej zarabiają, konsumują kolosalne ilości mięsa, co właśnie generuje CO2 - przekonywał Filipiak. - Ja jestem milionerem, ale sąsiedzi świadkiem, że wybudowałem potężną farmę fotowoltaiczną i farmę pomp ciepła, i ja tej energii nie konsumuję - dodawał, deklarując, że jest "zeroemisyjny". Sam raport, na który powołała się prowadząca, określił mianem "populistycznego" i dodał, że nie jest pewny, że "pokazuje on złożoność zjawisk". - Duże bogactwo generuje z kolei popyt na dobra luksusowe. Kupowane wówczas dobra nie wynikają z potrzeb, co uważane jest za szkodliwe dla klimatu zjawisko - dociekała prowadząca. Profesor zaczął się wówczas tłumaczyć z posiadanego samolotu, przekonując o niskiej szkodliwości swojej maszyny dla środowiska. - Mam z tym problem, nie dlatego, że chcę się bronić i uciekać od odpowiedzialności. Zastanówmy się - jak kolosalna dawka emisji pochodzi z samolotów pasażerskich, np. starych boeingów, a ile z tego mojego samolociku? Równie dobrze ja mogę odbić piłeczkę i jako milioner powiedzieć: ludzie, lecicie na Kretę na urlop i zanieczyszczacie planetę, tak? Niech pani to wytłumaczy tej niższej warstwie społecznej, przepraszam, nie mamy warstw społecznych w Polsce. Ale niech pani wytłumaczy tym ludziom, którzy mniej zarabiają, żeby na wakacje nie latali. Ja tego argumentu nie "kupuję", bo cóż można powiedzieć - nie latajmy? - dodawał prof. Filipiak. - To może nie latajmy - byłby pan skłonny? - dopytywała prowadząca. - To nie latajmy, ja latam służbowo. To zadanie dla instytucji, żeby ludzi uświadamiać i tłumaczyć im np., że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak idę do sklepu w mojej okolicy, to ludzie wynoszą takie siaty mięsa, że ja nie wiem, co z tym robią. Tu jest praca do wykonania. Ludzie naprawdę nie muszą jeść tyle, ile jedzą - kontynuował. Janusz Filipiak: Mnie bardzo bulwersują zarobki bankierów Janusz Filipiak wypowiedział się również na temat wynagrodzenia za pracę. - Sporo informatyków zarabia po 25 tys. zł, a dziewczyna na recepcji 4 tys. i można powiedzieć, że to niesprawiedliwe, bo dlaczego tak? Młodzi ludzie muszą mieć perspektywę zarabiania dużych pieniędzy. To nie wyklucza ludzi, którzy dostają bazową pensję i niewiele robią. Tak to widzę: osoby, które mają mniej ochoty do pracy i chcą pracować cztery dni w tygodniu powinny mieć wynagrodzenie pozwalające na godne życie, a osoby, które "ciągną" gospodarkę, powinny mieć możliwość dobrych zarobków - mówił. - Mnie bardzo bulwersują zarobki bankierów - oni spijają śmietankę, nie przyczyniając się do rozwoju gospodarczego - orzekł prof. Filipiak.