Polacy reanimowali demokrację
Wiece "Reanimacja demokracji - Marsz Równości idzie dalej" odbyły się w 10 polskich miastach. Nie obeszło się bez incydentów.
Najbardziej gorąco było w Gdańsku, gdzie policja użyła pałek wobec przeciwników wiecu równości. Zatrzymano pięć osób. W innych miastach skończyło się na słownych przepychankach.
Wiece zorganizował Ogólnopolski Komitet "Solidarni z Poznaniem" - organizacje, partie polityczne, osoby prywatne, które chciały zaprotestować przeciwko zakazywaniu przez władze organizowania pokojowych demonstracji, takich jak ubiegłotygodniowy Marsz Równości w Poznaniu.
W Gdańsku policjanci interweniowali, gdy przeciwnicy manifestacji uniemożliwiali jej uczestnikom przejście ulicą Długą w kierunku Dworca Głównego PKP. Policja zatrzymała pięć osób, w tym 15-latka, którym postawiony zostanie zarzut przeszkadzania w legalnej manifestacji, za co grozi kara grzywny lub 14 dni aresztu.
Po zakończeniu gdańskiego marszu równości kilkudziesięcioosobowa grupa młodzieży zaatakowała policjantów kostkami brukowymi i kamieniami. Żaden z funkcjonariuszy nie odniósł obrażeń.
Napastnicy próbowali też zaatakować kamieniami uczestników wiecu, którzy pod eskortą policji szli po zakończeniu manifestacji na dworzec kolejowy. Policjanci w kaskach i z tarczami ustawili jednak kordon oddzielający obie grupy. W tunelu podziemnym, prowadzącym do budynku dworca PKP, w stronę homoseksualistów i ich sympatyków poleciały petardy.
W gdańskiej demonstracji uczestniczyło około 200 osób - środowiska homoseksualistów, a także politycy: m. in. posłanka SLD Joanna Senyszyn i była posłanka SdPL Jolanta Banach.
W wiecu zorganizowanym w Warszawie wzięło według policji udział około 1500 osób. Organizatorzy twierdzą, że kilka tysięcy. Wiec był chroniony przez policję. Kilkaset metrów od zebranych stały kilkuosobowe grupki przypatrujących się zgromadzeniu młodych ludzi. Część z nich miała na szyi szaliki w barwach klubów piłkarskich.
Na wiecu obecni również byli członkowie Młodzieży Wszechpolskiej. Rozdawali ulotki prezentujące ich stanowisko, w którym przeczytać można było, że "grupy homoseksualne dążą do zburzenia ładu społecznego opartego na instytucji rodziny". Na wiec przyszedł też mężczyzna z kropielnicą i - jak utrzymywał - wodą święconą "chrzcił" uczestników manifestacji, bo uznał, że "tylko to może im pomóc".
Uczestnicy wiecu to m.in. środowiska homoseksualistów, feministek, anarchistów. Było też wielu zwykłych warszawiaków, a także politycy. Najsilniej reprezentowany był SLD, m.in. przez szefa partii Wojciecha Olejniczaka, eurodeputowanego Marka Siwca, posłankę Jolantę Szymanek-Deresz i byłego marszałka Senatu Longina Pastusiaka.
Podczas przemówienia lidera SdPl Marka Borowskiego na wiec wdarła się grupa pseudokibiców. Nie byli agresywni, krzyczeli "SLD - KGB" i "Precz z komuną". Wyprowadzili ich policjanci.
Policja nie zatrzymała nikogo z uczestników ani przeciwników manifestacji. Jej zdaniem, wiec odbył się bez większych incydentów.
Zobacz naszą galerię: "Równość po warszawsku"
Z kolei wiec w Katowicach został zakłócony okrzykami, gwizdami i buczeniem przez grupę kilkudziesięciu ubranych na czarno młodych mężczyzn, nie doszło jednak do poważnych incydentów. W wiecu uczestniczyło ok. 100 osób.
Przemówienia organizatorów wiecu przerywały okrzyki jego przeciwników, którzy skandowali m.in.: "Nasza święta rzecz - geje z Polski precz!", "Chorobę trzeba leczyć", "Cioty won!", "Narodowy radykalizm", "Każdy inny, wszyscy brudni".
"Każdy inny, wszyscy równi", "Nienawiść trzeba leczyć!", "Precz z faszyzmem" - odpowiadali im uczestnicy wiecu. Kiedy głos zabrał homoseksualista, narodowcy skandowali: "Znajdzie się kij na pedalski ryj".
Między obydwoma stronami stał rozdzielający je kordon policjantów. Pod koniec manifestacji uczestnicy wiecu ustawili ze zniczy symbol pokoju. W ich stronę poleciało kilka jaj.
Organizatorzy wiecu podkreślali, że występują w imieniu wszystkich mniejszości, nie tylko seksualnych. Adrian Kołodziejczyk z Zielonych stał w klatce, obwieszonej karteczkami z napisami: "Arab", "żółty", "kulawy", "bezdomny", "Ślązak".
Mimo padającego deszczu w Łodzi demonstrowało ponad 150 osób. Zebrani w Pasażu Schillera przy ul.Piotrkowskiej przynieśli transparenty głoszące m.in.: "Nie - łamaniu konstytucji", "Solidarność z Poznaniem". Skandowali też hasła "Marsz Równości idzie dalej", "Praworządna Rzeczpospolita", "Wolność, Równość, Braterstwo, Siostrzeństwo". Trwający godzinę legalny wiec przebiegł spokojnie; ochraniało go ponad 100 policjantów, których uczestnicy wiecu nagrodzili oklaskami.
Łódzki wiec zorganizowały: Nieformalna Grupa Łódź Gender, Kampania Przeciw Homofonii, Centrum Praw Kobiet i Federacja Anarchistyczna. Pojawili się na nim także m.in. lokalni działacze SLD i Partii Demokratycznej., a także znany dziennikarz Kuba Wojewódzki i aktorka Anna Mucha.
Wiec obserwowała grupa działaczy Młodzieży Wszechpolskiej. Jak zapowiedział prezes okręgu łódzkiego MW, Marcin Książczyk, złożą oni na ręce prezydenta miasta zażalenie, ponieważ - według niego - w wiecu wzięło udział znacznie więcej osób niż zgłosili to organizatorzy.
Około 150 młodych osób wzięło udział w półgodzinnym wiecu w obronie wolności zgromadzeń i praw człowieka przed pomnikiem Mikołaja Kopernika na Starym Mieście w Toruniu. Wiec zorganizowano pomimo zakazu władz miasta.
Kilkudziesięciu policjantów i strażników miejskich nie dopuściło do konfrontacji z uczestnikami wiecu 20-osobowej grupy agresywnych nastolatków z szalikami na twarzach. Żadna z grup nie posłuchała nawoływań funkcjonariuszy do rozejścia się. Uczestnicy manifestacji zostali wylegitymowani.
Władze Torunia zakazały przeprowadzenia wiecu, gdyż organizatorzy powiadomili o nim dwa dni wcześniej, zamiast - jak wymaga prawo - przynajmniej z trzydniowym wyprzedzeniem.
Kilkadziesiąt osób manifestowało w Rzeszowie. Kilkunastu przeciwników wiecu wylegitymowała policja. Wiec zorganizowali m.in. Młodzi Socjaliści, Federacja Młodych Socjaldemokratów, Stowarzyszenie "Młodzi Socjaldemokraci", Anarchistyczny Czarny Krzyż. Wśród uczestników był lider podkarpackiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej Krzysztof Martens.
Po wiecu pod budynkiem Urzędu Wojewódzkiego jego uczestnicy ulicą Grunwaldzką przeszli na rynek. Trwający ok. 30 minut wiec i przemarsz zakończyli pod ratuszem.
Pod budynkiem UW przebieg wiecu usiłowała zakłócić kilkunastoosobowa grupa przeciwników. Młodzi ludzie krzyczeli m.in.: "Znajdzie się kij na pedalski ryj", "SLD - KGB". Zostali wylegitymowani przez policjantów.
We Wrocławiu kordon policji musiał odgradzać na tamtejszym rynku 400 uczestników Marszu Wolności od 100 członków Narodowego Odrodzenia Polski oraz pseudokibiców. Ci ostatni wołali "pedały", manifestanci odkrzykiwali "neofaszyści". Nie doszło do starć, poleciało jedynie kilka jajek.
Jako ostatni odbył się więc na placu Słowiańskim w Elblągu. Zgromadziło się tam około 300 osób. Kordon policjantów musiał oddzielać grupę manifestujących w obronie wolności słowa i zgromadzeń od około 70 kontrmanifestantów z Młodzieży Wszechpolskiej. Manifestację zdominowało wzajemne przekrzykiwanie się, skandowanie haseł i obraźliwych wyrazów oraz gwizdy. W stronę obrońców wolności słowa poleciały jajka. Już po zakończeniu wiecu wszechpolacy skandowali obraźliwe i wulgarne hasła w kierunku policjantów i blokowali torowisko tramwajowe.
Wczoraj demonstracje odbyły się w Krakowie i Poznaniu - było tam wyjątkowo spokojnie.
Przypomnijmy, że w zeszłą sobotę, wbrew zakazowi władz miasta i województwa, przez dwie godziny w centrum Poznania kilkaset osób demonstrowało poparcie dla praw mniejszości. Doszło do szarpaniny policji z demonstrantami. Kilkudziesięciu uczestników marszu zostało zatrzymanych. Zarzucono im udział w nielegalnej manifestacji.
Zobacz naszą galerię: "Wiec poparcia w Krakowie"
INTERIA.PL/RMF/PAP