Piechociński: Sytuacja w górnictwie jak zapalenie wyrostka – trzeba ciąć, by ratować cały organizm
„Nikt nie chce wojny z górnikami. I menadżerowie górniczy i politycy odpowiedzialni za górnictwo wyraźnie mówili, że nie można podnosić kosztów i płac w oderwaniu od efektywności wydobycia” – mówi wicepremier i minister gospodarki Janusz Piechociński w Kontrwywiadzie RMF FM. „Doszliśmy do przekonania, że jedynym warunkiem uratowania pozostałych miejsc pracy jest wycofanie z eksploatacji tych 4 kopalń” – dodaje. „3 lata temu Kompania Węglowa przyniosła duże zyski, ale wtedy cena węgla była w granicach 100 dolarów albo więcej za tonę” – komentuje. Dodaje, że przez 2 lata były prowadzone rozmowy z górnikami, ale po stronie związkowej dyskutowano tylko o tym, co środowisko górnicze ma dostać w zamian. „Przenosząc na wątek medyczny, mamy zapalenie wyrostka i możemy czekać w nieskończoność aż samo przejdzie albo ciąć” – ocenia Janusz Piechociński.
Konrad Piasecki: Wojna ze Śląskiem w roku wyborczym. Złamią was górnicy chyba.
Janusz Piechociński: - Nikt nie chce żadnej wojny. Wojna to są starty i ofiary po obu stronach.
Górnicy mówią: będzie gorąco, to, co robi rząd, to zaproszenie do wojny.
- No to popatrzmy na to inaczej. Te cztery kopalnie, które chcemy wygasić i przekazać do Spółki Restrukturyzacji Kopalń, w ciągu ostatnich dwóch lat przyniosły stratę 1 mld 900 mln złotych. Wygaszanie będzie trwało i znaczna część załóg, które dziś pracują, będzie zatrudniona. W pierwszej kolejności chcemy w całości ochronić górników dołowych, bo to jest grupa, której najtrudniej będzie znaleźć alternatywną pracę.
Panie premierze - zgoda. Tylko, że jeśli górnicy i związkowcy ruszą te cztery likwidowane kopalnie do strajku, który już trwa i zapewne będzie się rozwijał i rozrastał, to może sobie poradzicie. Jak ruszą całą Kompanię Węglową, to może sobie jeszcze poradzicie. Ale jak cały górniczy Śląsk zastrajkuje, to sobie z tym rząd nie poradzi.
- Ale to nie jest kwestia radzenia sobie, bo - jak sądzę - po obu stronach jest odpowiedzialność za konsekwencje każdego scenariusza. No to co w odpowiedzi na scenariusz, w którym zarząd z mocy prawa jest zmuszony ogłosić upadłość? I to postępowanie jest realizowane najgorszym możliwym sposobem, także dla wymiaru społecznego, a więc restrukturyzację poprzez upadłość. Uwaga! Upadłość nie tylko Kompanii Węglowej, ale zatory płatnicze, w konsekwencji upadłość poddostawców, wprowadzenie olbrzymiego wirusa zatorów płatniczych w różnych relacjach. Tego przede wszystkim chcemy uniknąć, bo węgiel jest Polsce potrzebny, jest naszym strategicznym surowcem i ma jeszcze wielką perspektywę.
To dlaczego - chociaż oczywiście cieszę się, że pan jest w studiu RMF-u - dzisiaj Janusz Piechociński, minister gospodarki, i pełnomocnik rządu ds. tej reformy nie są na Śląsku z górnikami i im tego wszystkiego nie tłumaczą?
- Jak pan wie, od dwóch lat uczestniczyłem przynajmniej w kilkudziesięciu spotkaniach. Nie tylko z górnikami, w sensie związkowcami, ale także z górnikami, którzy może mniej są działaczami związkowymi - z menedżerami, dyrektorami kopalń, ludźmi odpowiedzialnymi za prowadzenie, z ratownikami górniczymi, których mamy najlepszych na świecie. Ten dialog był przez całe dwa lata.
Ale dlaczego tej wizji reformy, czy tej wizji likwidacji kopalni, nie przedstawiliście górnikom przed jej ogłoszeniem. Oni mają o to pretensje i trudno im się dziwić.
- Powiem tak: trzy lata temu Kompania Węglowa przyniosła duże zyski. Cztery lata temu jak pamiętam było ponad dwa miliardy złotych. Ale wtedy cena węgla była w granicach stu a może i więcej dolarów za tonę.
Ale mówimy o czym innym.
- Nie, o tym właśnie mówimy.
Mówimy o tym, dlaczego najpierw Ewa Kopacz nie pojechała do górników i nie powiedziała im: plan reformy, czy plan likwidacji jest taki i taki. Wy dostaniecie to, was zlikwidujemy, a wy możecie liczyć na pracę. Wygląda tak jakbyście ich prowokowali do konfliktu.
- Nie. Wiele razy były dyskusje i przedstawialiśmy plany i okazało się, że po stronie związkowej z wielką chęcią dyskutują o tym, co ma dostać środowisko górnicze w zamian a kiedy przychodziło dyskutować choćby o tych słynnych ekwiwalentach górniczych... bo patrzymy na to tak: dzisiaj średnia strata 66 złotych na tonie. Rynek europejski 64, 67 dolarów za tonę, przy tych relacjach dolar-rubel węgiel rosyjski 180 złotych za tonę a my średnio koszt wydobycia 360 złotych na tonie.
Ale przecież można było ten koszt ciąć. Dlaczego nie cięto płac? Dlaczego nie cięto przywilejów górniczych przez ostatnie lata. Dzisiaj bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji i ten koszt byłby znacznie niższy.
- I menadżerowie górniczy i politycy odpowiedzialni za górnictwo w ciągu ostatnich kilku lat, ale także i poprzednio, wyraźnie mówili, że nie można podnosić kosztów, nie można podnosić płac w oderwaniu od efektów wydobycia i w oderwaniu od realiów europejskich.
Ale podnoszono je.
- Pod presją silnych, zwartych załóg...
... ale od czego jest rząd, od czego są szefowie spółek?
- Ale w razie czego ci górnicy mówili: jedziemy na Warszawę, a politycy mówili: jedziemy na Śląsk.
Donald Tusk też jeździł na ten Śląsk.
- Tak, to prawda. I to jest powód, że kilka miesięcy mamy straty na niekończące się dyskusje ogólne. Na przykład takie, czy można obniżyć VAT na węgiel, tak jakby to było możliwe po wejściu do Unii Europejskiej albo takie, żeby w ogóle znieść wszelkie daniny na rzecz samorządów, na rzecz miejscowej społeczności. Pamiętajmy, że niekonkurencyjność śląskiego, państwowego węgla bierze się z tego, że działa w trochę innym otoczeniu formalno-prawnym niż Bogdanka czy Silesia, a więc ta kopalnia, która została kilka ładnych lat temu uznana za jedną z bardziej deficytowych - wygaszono produkcję, sprzedano inwestorowi czeskiemu, ten czeski inwestor zatrudnił po płacach śląskich górników i nagle okazało się, że ona jest rentowna.
A nie można byłoby tych danin zmniejszyć, albo zlikwidować, albo zawiesić na parę lat dopóki jest taka dekoniunktura?
- Zwracam uwagę, po pierwsze jesteśmy w pewnej przestrzeni, gdzie wiadomo co można a czego nie można, po drugie bardzo istotne - to są dochody innych. Więc jeśli to ma polegać na tym, że mamy odzyskiwać złą efektywność, nieracjonalność wydobycia, prace i fedrowanie na ścianach, gdzie jest węgiel marnej jakości z dużą stratą, to pytam: czy węgiel ze stratą 500 złotych na tonie ze ściany też mamy wydobywać?
Panie premierze, cztery kopalnie do likwidacji i tutaj rząd się nie cofnie?
- Cztery kopalnie są proponowane do przesunięcia do spółki restrukturyzacji kopalń, proces wygaszania tam i wydobycia i działalności górniczej będzie trwał...
Ale one w konsekwencji muszą zostać zlikwidowane? I tu się nie cofniecie?
- To nie jest kwestia cofania się, nie cofania się.
Można uznać, że dwie z tych kopalń może by sobie poradziły.
- Przenosząc na wątek medyczny. Mamy zapalenie wyrostka. Możemy czekać w nieskończoność, może samo przejdzie, może trzeba ciąć. Doszliśmy do przekonania, że jedynym ratunkiem uratowania pozostałych czterdziestu kilku tysięcy miejsc pracy w Kompanii Węglowej jest cięcie, czyli wycofanie z eksploatacji tych czterech kopalń. Ale uwaga, pokazujemy też wyraźnie perspektywę. Chcemy powiązać polskie górnictwo węglowe z polską energetyką.
Skończmy wątek węgla. Chciałem zapytać o pańskie kandydowanie na prezydenta, bo mam poczucie, że coraz trudniej się będzie panu z niego wywinąć.
- A ja mam takie poczucie, mówiłem to zresztą już na kongresie Polskiego Stronnictwa Ludowego dwa lata temu, mówiłem wchodząc do Ministerstwa Gospodarki, że polskiej gospodarce i polskiej polityce potrzeba stabilizacji, i prezes polskiego Stronnictwa Ludowego nie tylko z racji sytuacji, która jest w przemyśle, w eksporcie, a w dalszym ciągu polska gospodarka trzyma się nieźle na tle tej niepewności światowej, nawet bym powiedział dobrze, nawet nie doceniamy tego, jak bardzo inni to cenią i szanują, więc Janusz Piechociński w tych wyborach nie wystartuje.
Nie wystartuje.
- Tak.
No, bo PSL podjął wczoraj decyzję, że jakiegoś kandydata mieć musicie.
- PSL będzie miał kandydata. Janusz Piechociński, zanosi się na to, w tych wyborach nie wystartuje, bo ma inne obowiązki.
A jest jakiś inny potencjalny kandydat, którego Janusz Piechociński widzi w tej roli?
- Ależ, jak pan wie, dyskutuje się powszechnie, także mocno poza PSL-em, o dwóch scenariuszach dla PSL-u. Jedno - zachować, poprzeć...
Prezydenta Komorowskiego.
- ...i zgłosić jako swojego kandydata prezydenta. I drugie...
No, ale rozumiem, że ten wariant został wczoraj wycofany z użycia.
- Wczoraj został do dalszych prac zaoferowany wariant: PSL będzie miał kandydata w wyborach prezydenckich.
No, ale jest w gronie partyjnym, działaczy, w gronie liderów ktoś, kogo widzi pan w tej roli?
- Panie redaktorze - 25 stycznia.
Ja wiem, że 25, ale jest ktoś taki, kogo pan widzi?
- Kilka nazwisk, jak pan wie, krąży na giełdzie.
No a pańskie nazwisko jest jakie? Tzn. nazwisko pańskiego kandydata?
- Ja jestem przywódcą bardzo demokratycznej formacji, który przeprowadził bardzo szerokie konsultacje, w międzyczasie zwołałem jeszcze spotkanie wszystkich nowo wybranych wójtów, wszystkich wybranych starostów, wicestarostów, radnych wojewódzkich...
Zapytam inaczej. Raczej Struzik czy raczej Jarubas?
- No jak mówimy o tym procesie, który wygenerowałem w Polskim Stronnictwie Ludowym, to w wariancie, jeśli mamy mieć kandydata partyjnego, to będzie to przedstawiciel młodej, bardzo zdolnej fali.
Czyli raczej Jarubas.
- Nie padają nazwiska. Mówimy o pewnej tendencji czy scenariuszu.
Janusz Piechociński. Dziękuję bardzo.
Dziękuję bardzo.