Łukasz Szpyrka, Interia: W piątek odbyło się pierwsze spotkanie zespołu ds. uchodźców. Po co go powołaliście? Paweł Szefernaker: - Polacy oczekują od nas, że administracja publiczna, na którą składają się rząd i samorząd, będzie działała sprawnie w sytuacji, gdy przybyło do nas tak wielu uchodźców wojennych. Chcemy, by Ukraińcy zaadaptowali się w naszym otoczeniu, ale jednocześnie, by nie odbyło się to kosztem Polaków. Często wielu polityków dzieli administrację na tę rządową i samorządową. My w wielu sprawach będziemy się różnić, ale administracja publiczna jest jedna i powinniśmy w dzisiejszej wyjątkowej sytuacji wypracować specjalne rozwiązania dotyczące edukacji, rynku pracy, zdrowia. Trzeba wypracować wspólne działania. To absolutny priorytet dla całej administracji publicznej i po to powstał ten zespół. Chcemy też jak najszybciej rozwiązywać pojawiające się problemy. Ważne by informacja schodziła "w dół", by wiedzieli o niej również urzędnicy na niższym szczeblu. Mówi pan o systemie, który chcecie stworzyć wspólnie z samorządowcami. Na czym miałoby to polegać? - Jeżeli nie przygotuje się rozwiązań prawnych, które pozwolą, by dzieci ukraińskie mogły być zaopiekowane, to ich mamy nie będą mogły pójść do pracy. A zależy nam, by mogły jak najszybciej w miarę normalnie żyć. W związku z tym musimy stworzyć system, który pozwoli to realizować. Zdradzi pan konkretne pomysły? - Są rozwiązania, które przyjęły się w niektórych miejscach w Polsce i trzeba je dziś wprowadzić w całym kraju. Dla przykładu. Chcemy stworzyć jednolity system, który pozwoli paniom, które na Ukrainie były nauczycielkami, prowadzić w Polsce kluby przedszkolne dla dzieci ukraińskich. Panie z przygotowaniem pedagogicznym będą miały pracę, a mamy innych dzieci, dzięki tym rozwiązaniom, będą mogły pójść do innej pracy. Mielibyśmy idealną sytuację: nauczyciele będą mieli pracę, dzieci będą zaadaptowane i zaopiekowane, a rynek pracy da możliwości normalnego życia pozostałym. Na tym polega rozwiązanie systemowe, które musimy przyjąć. Prowadzimy działania krótkoterminowe i długoterminowe. Leszek Skiba: Wiele osób może dostać mniejszy kredyt niż oczekiwany Jak rozumiem, edukacja to problem na tu i teraz. O jakich działaniach długoterminowych pan mówi? - Rynek nieruchomości jeszcze przed wojną na Ukrainie nie zaspokajał w pełni potrzeb Polaków w zakresie mieszkalnictwa. Przybyło do nas wiele osób, które już wynajmują mieszkania, a zapewne za jakiś czas, jeśli będą chciały zostać w Polsce, będą myśleć o kupnie mieszkania. Wspólnie z ministerstwem rozwoju myślimy nad rozwiązaniami, które uelastyczniłoby prawo, żeby przyspieszyć wiele spraw związanych z budową mieszkań. To potrzebne przede wszystkim dla Polaków, ale warto na ten problem spoglądać również pod kątem nowych mieszkańców naszego kraju. Myśli pan o mocniejszym zaangażowaniu PFR? - Przede wszystkim rynek mieszkalnictwa musi być dostosowany do potrzeb Polaków. Patrzymy na to głównie przez pryzmat interesów Polaków. Będą przygotowywane rozwiązania, które uelastycznią możliwość zwiększenia liczby mieszkań i prawa budowlanego. To nie są sprawy, które można załatwić z dnia na dzień, ale muszą one być zrealizowane z punktu widzenia strategicznego. Szczegóły są opracowywane z ekspertami w Ministerstwie Rozwoju oraz będą konsultowane z samorządami. W zależności czy to są miasteczka czy duże miasta, potrzebują one rozwiązań związanych z budownictwem komunalnym. Ta dyskusja jest przed nami. W połowie maja pewne propozycje zostaną zaprezentowane samorządom. Zbigniew Jagiełło: Nie róbmy na hurra rewolucji w hipotekach Mówi pan o rozwiązaniach długoterminowych. Jaka to w ogóle perspektywa? - Przed nami, moim zdaniem, trzy etapy. Pierwsza perspektywa obejmuje czas do 1 września. To przygotowanie spraw związanych z edukacją, rynkiem pracy, opieką nad dziećmi. Druga dotyczy 18 miesięcy, co wiąże się z legalnym pobytem uchodźców w Polsce na podstawie obowiązującej ustawy. Jeśli ktoś przyjechał do nas w lutym, byłby to lipiec 2023 roku. Po tym czasie ci ludzie muszą podjąć decyzję, co dalej. Czy zawnioskują o przedłużenie legalnego pobytu, czy będą chcieli wrócić na Ukrainę. Trzecia perspektywa dotyczy jeszcze dłuższego pobytu, w zasadzie tych, którzy chcą zostać u nas na stałe. Planujecie wprowadzić program ginekologiczny dla pacjentek z Ukrainy? Lekarze zwracają uwagę, że to poważny problem. - Sprawami zdrowia zajmuje się resort zdrowia. Jedną z ważnych spraw w ochronie zdrowia jest dostosowanie szczepień dzieci z Ukrainy do kalendarza szczepień obowiązującego w Polsce. U nich wyglądało to całkowicie inaczej. Wiele dzieci nie ma dokumentacji przebytych chorób, ponieważ uciekając przed wojną nie zabrali ze sobą dokumentów. Takich spraw jest dużo więcej, ale to eksperci z zakresu zdrowia muszą podejmować decyzje jakie są priorytety w tym zakresie. Wspomniał pan o klubach dla dzieci. Gdzie miałyby się znajdować? - Na terenach wiejskich można je zorganizować w różnego rodzaju świetlicach, budynkach starych szkół. W małych miastach jest w zasadzie podobnie. W dużych miastach, typu Kraków i Warszawa, jest największy problem. Rozmawiamy więc z przedsiębiorcami, którzy zabiegają o nowych pracowników. Chcemy, by takie miejsca powstawały na przykład przy zakładach pracy. Tu samorządy będą miały dużą rolę do odegrania, aby znaleźć takie miejsca. Mówił pan też o mamach z przygotowaniem pedagogicznym. Wiecie, jak duża jest to grupa? - Słyszałem głosy, dlaczego rząd nie zbierał takich informacji w momencie wjazdu tych osób do Polski. Odpowiadam: nie było takiej możliwości, by ludzie uciekający przed bombami wypełniali dodatkowe ankiety na granicy. Dziś pracujemy nad rozwiązaniem, które powstanie w ciągu kilku tygodni. Każdy, kto chce podjąć pracę w Polsce, będzie mógł zalogować się do systemu, wypełnić ankietę podobną do CV, podać wykształcenie, przygotowanie zawodowe, doświadczenie. To będzie narzędzie dla Ukraińców, ale też Polaków. Pracujemy nad tym wspólnie z pracodawcami, bo to narzędzie skróci drogę między przedsiębiorcą a potencjalnym pracownikiem. Pomaga nam jedna rzecz - za chwilę rozpoczną się wakacje, więc pojawią się też sezonowe oferty pracy. Pozwoli nam to także szybciej zaktywizować uchodźców z Ukrainy. Kiedy pojawi się to narzędzie? I w zasadzie czym ono będzie? - Tworzymy portal internetowy. Musimy dostosować do niego przepisy prawa, bo wymaga tego ochrona danych osobowych. Chcemy, by wszedł w życie z pakietem innych działań, również tych edukacyjnych, które przedstawimy pod koniec maja. Chcemy, by portal wystartował na początku czerwca. Minister Janusz Cieszyński koordynuje te prace od strony technicznej. Wspólnie z minister Marleną Maląg ogłosiliście, że już 100 tys. obywateli Ukrainy podjęło pracę w Polsce. To tak dużo, skoro 3 mln przekroczyły granicę? - Ale nie każdy u nas został - jedni pojechali dalej, drudzy wrócili do domu. Na dziś w bazie PESEL mamy zarejestrowanych ponad milion uchodźców, w tym 430 tys. osób w wieku produktywnym. Jeżeli w ciągu dwóch miesięcy, spośród ludzi, którzy często dotarli do Polski z jedną reklamówką, jedna czwarta z nich już legalnie pracuje, to jest dużo. Z dnia na dzień ta liczba będzie wzrastać. Patrząc na inne migracje na świecie, ta liczba jest znacząca i wyjątkowa. Szacujecie, że 1,6 mln osób chce na stałe zostać w Polsce. Skąd są te wyliczenia? - Współpracujemy z operatorami sieci komórkowych i nasze szacunki opierają się na logowaniach kart SIM ukraińskich numerów i wyliczeniach ekspertów zajmujących się migracją. Widzimy, że część osób wraca na Ukrainę, część jedzie dalej. Liczby, o których mówię, to osoby, które od kilku tygodni nie wykonują ruchu. Mówię o szacunkach, bo część z tych ludzi mówiła, że jedzie do Polski na tydzień lub dwa. Dziś ich domy zostały zbombardowane i nie wiedzą, kiedy będą mogli wrócić na Ukrainę. Wcześniej też szacowaliście, że po 40 złotych ze specustawy zgłosi się milion osób. Okazuje się, że będzie to maksymalnie 600 tys. osób. Mocno przeszacowaliście. - Na początku marca dziennie przekraczało granicę 140 tys. osób. To wtedy powstały te szacunki. Od początku kwietnia ta liczba spadła do poziomu 20 tys. osób. Mamy całkowicie inną sytuację niż w momencie, w którym powstawała ustawa. Tak samo jest ze szkołami - mamy w Polsce około pół miliona dzieci i młodzieży z Ukrainy, które mogłyby pójść do polskiej szkoły. Znacząca część tych osób dziś uczy się jednak zdalnie. Musimy też kreślić scenariusze, że jeżeli ten konflikt będzie trwał bardzo długo, to część z nich zrezygnuje z tej szkoły zdalnej i będzie chciała pójść do polskiej. Musimy być przygotowani, dlatego kreślimy różne scenariusze. Wydłużyliście termin wypłaty świadczeń do 120 dni. Kolejnego przedłużania już nie będzie? - Nie chcemy już wydłużać tego terminu, chyba że dynamika wojny wymusi kolejną falę. Skąd pochodzą pieniądze na finansowanie pobytu uchodźców w Polsce? - Na razie z funduszu uruchomionego przez Bank Gospodarstwa Krajowego. W momencie otrzymania środków z innych źródeł z zagranicy, można także ten fundusz uzupełnić o poniesione koszty, w związku z tym jest to bardzo elastyczna formuła. Jakie to środki? Na jak długo wystarczą? - Zakładaliśmy, przy takiej fali uchodźców, jaka miała miejsce w marcu, że te środki wystarczą na kilka miesięcy. W związku z tym, że w ostatnich tygodniach jest zauważalny spadek liczby uchodźców, którzy do nas przybywają to środki zaplanowane na tę chwilę są wystarczające. Tyle tylko, że spraw związanych z adaptacją, funkcjonowaniem uchodźców, jest coraz więcej, dlatego oczekujemy na otrzymanie dodatkowych środków z Unii Europejskiej. Mówicie o 11 mld euro. - W perspektywie rocznej. Wiadomo, że dynamika wojny sprawia, że ruch na granicy w jest różny, ale to są szacunki przygotowane w oparciu o sytuację, którą mamy obecnie w Polsce. Szczyt Rady Europejskiej odbędzie się pod koniec maja. - Są takie sygnały z Brukseli, że jest możliwość przesunąć pewne środki z innych funduszy. Ale my nie chcemy przesuwać ich z inwestycji, które już planujemy. Potrzebne są dodatkowe fundusze, jak to było wcześniej w Grecji czy Turcji. Przecież nie chcemy tych środków dla siebie, ale dla uchodźców, którzy uciekają przed wojną. Rozmawiał Łukasz Szpyrka Kryzys na rynku mieszkaniowym. "Rosnące raty to nie jest główny problem"