By zrozumieć, z czego wynika nowa propozycja rządu, trzeba się nieco cofnąć w czasie. Od początku negocjacji obie strony mówiły o dialogu, który przebiega w dobrej i merytorycznej atmosferze. Podczas rozmów miały padać pomysły i rozwiązania daleko wybiegające poza dzisiejszą oś sporu. Wszyscy byli zgodni - system oświaty w Polsce wymaga poważnej zmiany, nie tylko jeśli chodzi o wynagrodzenia. Mimo rozmów toczonych od poniedziałku, negocjacje nie przyspieszyły, a do porozumienia wciąż było daleko. Obie strony pozostawały nieco usztywnione. W środę sprytny manewr zastosowały związki, które niejako wyszły naprzeciw stronie rządowej - obniżyły swoje oczekiwania odnośnie tegorocznego budżetu, ale chciały na tym ugrać więcej w przyszłym roku i kolejnych latach. Odpowiedź rządu na manewr związkowców Rząd, tak jak zapowiadał, odpowiedział w piątek stosując podobny ruch. Przedstawił konkretną propozycję, która wykracza poza dotychczasowy obszar dyskusji. Zaprezentował pakiet rozwiązań, który miałby sprawić, że Polska znalazłaby się w środku edukacyjnego rankingu Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju. To organizacja, która dysponuje danymi dotyczącymi m.in. pracy nauczycieli. Wynika z nich m.in., że polscy nauczyciele spędzają najmniej czasu "przy tablicy" ze wszystkich 36 krajów OECD. Średnia OECD wynosi 778 godzin rocznie, przy 564 godzinach obecnie w Polsce. Zwiększenie pensum nauczycielskiego (do 22 lub 24 godzin przy tablicy), które znalazło się w rządowej propozycji, ma doprowadzić do tego, że będziemy w środku stawki OECD. Zwiększenie pensum i podwyżki Zwiększenie pensum miałoby przebiegać równolegle z podwyżkami wynagrodzeń. Średnio nauczyciel dyplomowany po wprowadzeniu zmian otrzymałby w kolejnych latach, w wariancie pensum 22 h - w 2020 - 6128 zł, 2021 - 6653 zł, 2022 - 7179 zł, 2023 - 7704 zł. W przypadku ustalenia pensum na poziomie 24 h (poziom średniej OECD) nauczyciel dyplomowany mógłby liczyć średnio na następujący wzrost wynagrodzenia - 2020 - 6335 zł, 2021 - 7434 zł, 2022 - 7800 zł, 2023 - 8100 zł. Są to oczywiście kwoty brutto średniego wynagrodzenia tylko w przypadku nauczyciela dyplomowanego, czyli zarabiającego najwięcej. Zwiększenie pensum byłoby natomiast stopniowe i obejmowało cykliczne jego podnoszenie co roku, wraz z przyznaną podwyżką, aż do osiągnięcia pułapu 22 lub 24 godzin przy tablicy w 2023 roku. Oferta nie spełnia oczekiwań związkowców Trzeba więc przyznać, że rządowa oferta jest konkretna i prawdopodobnie nie została napisana wczoraj, lecz pracowano nad nią od dłuższego czasu. Związkowcy dostali więc na stół to, czego się domagali - precyzyjnych kwot, a do tego lekkich zmian systemowych. Sęk w tym, że oferta nie spełnia ich oczekiwań. Podkreślają, że najnowsze propozycje wiązałyby się ze zwalnianiem nauczycieli. Strona rządowa odpowiada z kolei, że udałoby się tego uniknąć przez tzw. naturalne odejścia z zawodu, m.in. na emeryturę. Jak szacuje MEN, średnia odejść z lat 2010-2018 wynosi w granicach 25-30 tysięcy rocznie, a 80 proc. odchodzących nauczycieli nie jest zastępowana. Trudno natomiast przewidzieć, jak obie prognozy wyglądałyby w praktyce. Podwyżka odłożona w czasie Inna sprawa to sam wzrost wynagrodzeń. Z jednej strony nauczyciele dostaliby nawet wyższą podwyżkę od tej, której domagały się związki, ale byłaby ona znacznie odłożona w czasie. Związki chcą podwyżki już teraz, a propozycja rządu zakłada stopniowy wzrost wynagrodzeń w najbliższych czterech latach. Trzecia kwestia to pensum. Dzisiejsze realia pokazują, że wielu dyrektorów szkół już teraz ma kłopot, by zapewnić nauczycielowi etat w wymiarze 18 godzin tygodniowo. Z drugiej strony nie powinno być one na takim poziomie, wyraźnie odbiegającym od średniej OECD. Rządowe wyliczenia obejmują także trendy demograficzne. Według danych MEN liczba uczniów spada, a co za tym idzie nie jest potrzebnych tylu nauczycieli. W związku z tym potrzebna będzie redukcja zatrudnienia. Pytanie tylko, czy przebiegnie ona tak, jak przewidują związki - czyli przez zwolnienia nauczycieli, czy tak, jak zapewnia rząd - w wyniku naturalnych odejść, np. na emeryturę. "Solidarność" też niezadowolona Tymczasem do najnowszej propozycji rządu sceptycznie odniosły się nie tylko Forum Związków Zawodowych i Związek Nauczycielstwa Polskiego, ale także "Solidarność", która przecież już wcześniej zaakceptowała pierwszą rządową propozycję. Dziś szef Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Ryszard Proksa wskazał, że nowa oferta może nieść za sobą zwolnienia pracowników. - Na to na pewno się nie zgodzimy - powiedział. Łukasz Szpyrka