Miller nie wie i nie pamięta
"Nie wiem, nie pamiętam, nie wiedziałem" - to słowa, które najczęściej padały z ust byłego premiera Leszka Millera, który zeznawał jako świadek w procesie dotyczącym niegospodarności w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (WFOŚiGW) w Łodzi w latach 1999-2000.
W czasie, kiedy szefem SLD był w Łodzi Andrzej Pęczak - dziś siedzący na ławie oskarżenia - fundusz miał stracić ponad 42 miliony złotych. Jak zeznał przed sądem Leszek Miller, docierały do niego wtedy negatywne informacje na temat skłonności do fantazjowania byłego barona: - Chodziło głównie o skłonność do powoływania się na swoje znajomości, szafowanie znaczącymi nazwiskami od prezydenta Rzeczpospolitej począwszy.
Rozpoczynając zeznania Miller przyznał, iż wie czego dotyczy sprawa i przypomniał, że już wiosną 2000 roku zwrócił się do łódzkiej delegatury NIK o sprawdzenie, czy w WFOŚiGW nie doszło do nieprawidłowości w związku zakupem przez Fundusz akcji Banku Częstochowa.
Jak zeznał, po roku otrzymał informację z NIK potwierdzającą jego przypuszczenia. Kilka miesięcy później sprawa trafiła do prokuratury.
W pewnym momencie sąd zarządził konfrontację świadków - Millera i Tadeusza Gajdy, b. posła PSL. Ten ostatni mówił wcześniej, iż w kilka dni po ujawnieniu przez media kulisów zakupu akcji Banku Częstochowa spotkał Millera i zapytał o sprawę. Jak twierdzi Gajda, b. premier miał odpowiedzieć "że też chciałby zarobić w jedną noc milion złotych". - Zbaraniałem i zapytałem, co (Miller-red.) zamierza zrobić. On odpowiedział: przecież wszystkich nie wsadzę - mówił Gajda. B. premier zaprzeczył jego słowom.
Miller potwierdził, że w latach 1999-2000 Andrzej Pęczak miał silną pozycję w Łódzkiem. Docierały jednak do niego sprzeczne opinie na temat "sposobu jego rządów". Były pozytywne, ale i też b. negatywne. Te drugie informacje dotyczyły m.in. mitomanii Pęczaka i ciągłego powoływanie się przez niego na wpływy u osób najważniejszych w państwie.
Tuż przed zakończeniem składania zeznań, o możliwość zadawania Millerowi pytań poprosił Pęczak. Spytał b. premiera, czy wie jak często powoływał się jego nazwisko? Jak stwierdził, to dla niego bardzo ważne, bo zaczyna "przypisywać mu się różne rzeczy". Ostatnio - jak powiedział Pęczak - "dowiedziałem się, iż w 2003 roku Miller miał mnie wysłać do lobbysty Marka Dochnala po 3 mln dolarów".
Zaskoczony Miller odpowiedział, że nigdy i nigdzie nikogo nie wysyłał, a jeśli chodzi o powoływanie się na jego nazwisko, to odniósł wrażenie, że dotyczy to nie tylko b. "barona" SLD.
Miller miał zeznawać w tej sprawie już pod koniec kwietnia, ale z powodu alarmu bombowego, który wtedy ogłoszono w sądzie, nie doszło do jego przesłuchania.
W procesie toczącym się przed łódzkim sądem okręgowym na ławie oskarżonych zasiadają 23 osoby. Poza Pęczakiem są to: b. marszałek województwa z ramienia Sojuszu Waldemar Matusewicz, b. prezes Funduszu Marek K. oraz b. członkowie zarządu i rady nadzorczej tej instytucji.
Obecne władze WFOŚiGW występujące w tej sprawie w charakterze pokrzywdzonego domagają się od oskarżonych naprawienia szkody w wysokości 38 mln zł. W procesie sąd ma do przesłuchania ponad 140 świadków.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Większości z nich grozi kara do 10 lat więzienia.
INTERIA.PL/RMF/PAP