Mężczyzna zasłabł. Karetka przyjechała po dwóch godzinach
Dwie i pół godziny czekali przechodnie, którzy wzywali karetkę do mężczyzny leżącego na przystanku autobusowym w centrum Poznania.

Twierdzą, że wykonali łącznie ponad 30 telefonów na pogotowie. W tym czasie nieprzytomnemu mężczyźnie pomagał ratownik medyczny, który przechodził obok przystanku.
- Połączeń było z 30, 40. Pogotowie ratunkowe ma nas w nosie - powiedziała jedna z mieszkanek Poznania. - Sygnalizowaliśmy, że czekamy 2 godziny - denerwowała się druga.
Załoga karetki twierdzi, że wina za tak długie oczekiwanie nie leży po ich stronie. - Myśmy wyjechali od razu na zlecenie. Jechaliśmy góra 4 minuty - przekonywał jeden z ratowników