Konkurs na euroetaty
Ponad 12 tys. Polaków ubiega się o 900 etatów w Brukseli przyznanych nam w poszerzonej o 10 państw UE. Dziś pierwszy z serii egzaminów. W Warszawie, Poznaniu, Gdańsku i Krakowie z zadaniami zmagali się tłumacze.
Pisemny egzamin złożony był z czterech części. Najpierw kandydaci na asystentów-tłumaczy musieli odpowiedzieć na szczegółowe pytania dotyczące instytucji i polityki UE, następnie sprawdzano umiejętność rozumienia tekstu. Te etapy odbywały się w języku angielskim, francuskim lub niemieckim.
Kolejne części to tłumaczenia dwóch tekstów (maksymalnie 45 wersów). Pierwszego z języka angielskiego, francuskiego bądź niemieckiego na polski oraz drugiego - z innego wybranego przez kandydata języka państw UE lub krajów przystępujących. Kandydaci mogą korzystać ze słowników.
W unijnym Biurze ds. Rekrutacji EPSO dziennikarze "Rz" dowiedzieli się nieoficjalnie, że w pierwszym okresie po poszerzeniu Bruksela zamierza przeznaczyć jedynie pięć stanowisk dyrektorów generalnych dla wszystkich dziesięciu nowych członków. Tak więc tylko co drugi kraj kandydujący będzie miał w Komisji Europejskiej swojego dyrektora. Obecnie jest łącznie 61 dyrektorów. Dla przykładu Hiszpania, państwo wielkości Polski, ma ich sześciu, a Niemcy jedenastu.
Niewiele lepsze są perspektywy dla "zwyczajnych" dyrektorów w Komisji Europejskiej. W pierwszym okresie po poszerzeniu Bruksela chce utworzyć dla nowych państw członkowskich 30 takich stanowisk. Polska może liczyć na trzy stanowiska dyrektorów w KE. Dziś urzędników tego szczebla jest w Komisji 228. Hiszpania ma 21 dyrektorów, Francja 40, Belgia zaś 22 - piszą w "Rz" Jędrzej Bielecki i Andrzej Stankiewicz.
Co na to polskie władze? Choć wśród polskich dyplomatów pracujących w Brukseli panuje niezadowolenie z decyzji Unii, przedstawiciele rządu uspokajają. - Nie jesteśmy dyskryminowani przez Unię - zapewnia dyrektor Marian Stasiak z Departamentu Kształcenia Europejskiego UKIE.
Zastrzega jednak: - Jestem przekonany, że rząd zrobi wszystko, aby Polska była reprezentowana na najważniejszych stanowiskach w odpowiedniej proporcji. Teraz stanowiska dyrektorskie są po prostu zajęte przez obywateli krajów "15". Nie można ich przecież wyrzucić.
Postawa EPSO nie podoba się jednak Jackowi Saryusz-Wolskiemu, ministrowi ds. europejskich w poprzednim rządzie: - Rząd musi wyjaśnić tę sprawę w Komisji Europejskiej. Powinny obowiązywać proporcje wynikające z wielkości krajów, bo tak było dotychczas"
RMF/PAP