10 sierpnia podczas plenarnego posiedzenia podkomisja smoleńska przyjęła 300-stronicowy raport końcowy, ale nie został dotąd ujawniony, bo termin przekazania go do wiadomości publicznej miał zarezerwować dla siebie przewodniczący Antoni Macierewicz - informował w ubiegłą niedzielę serwis wPolityce.pl. Na stronie internetowej podkomisji nie ma z kolei oficjalnej informacji o przyjęciu dokumentu. Jak jednak przekazał Antoni Macierewicz, dokonał on już od prezentacji raportu. Miał go przedstawić uczestnikom VI Przystanku Niepodległość w Polanicy-Zdroju. "W ramach prelekcji pt. 'Prawda o Smoleńsku polską racją stanu' dokonałem prezentacji Raportu Podkomisji. Dziękuję wszystkim zaangażowanym w to ważne spotkanie" - przekazał szef podkomisji za pośrednictwem Twittera. Macierewicz miał opowiadać zebranym o eksplozjach w prezydenckim tupolewie. - Samolot został wysadzony najpierw w lewym skrzydle, a potem w centropłacie. Wnioski, jakie zawieramy w raporcie nie wykluczają większej liczby eksplozji - cytuje Macierewicza "Gazeta Wyborcza". "Heksagen, trotyl i pentryp" Macierewicz miał pokazywać rysunek dachu samolotu z zaznaczonymi czterema miejscami loków powybuchowych, które są według niego "jednoznacznym podpisem eksplozji". Potem mówił, że zidentyfikowano ich kilkadziesiąt. Niektóre były "niesłychanie widoczne, inne - mniej".- Na szczątkach samolotu znaleziono heksagen, trotyl i pentryp. W raporcie jest też dźwięk wybuchu - mówił Macierewicz. Według niego doszło do niego 100 metrów przed zahaczeniem o brzozę. Jak przyznał, praca podkomisji kosztowała "dużo pieniędzy". - Ale ta metodologia jest własnością Polski i będzie mogła być stosowana w badaniu wszystkich katastrof lotniczych - dodał.