Kapusta czuje się zagrożony
Były szef Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie Zygmunt Kapusta powiedział dzisiaj przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że od pewnego czasu, zwłaszcza w trakcie wyjazdów do prokuratury katowickiej, towarzyszą mu te same osoby. Nie wyklucza, że jest to dla niego zagrożenie.
Dodał, że doszło do jeszcze innej sytuacji. Jeździł wtedy do pracy swoim samochodem. Miał do niego zadzwonić człowiek, który przedstawił się jako "pan Pieńkowski z telewizji", który chciał potwierdzenia, że Kapusta porusza się samochodem o określonych numerach rejestracyjnych. - Wtedy powiedział mi: "w tym samochodzie podłożona jest bomba i zaraz, szmaciarzu, wylecisz w powietrze". Może jestem przewrażliwiony, ale przez trzy tygodnie korzystałem z rodziną z policyjnej ochrony. Policja ustaliła później rozmówcę - był to Bogdan Gasiński - mówił Kapusta.
Gasiński to były dyrektor PGR w Klewkach, "informator" lidera Samoobrony Andrzeja Leppera, który oskarżył z sejmowej trybuny polityków SLD i PO. Jest kilkakrotnie skazany za wyłudzenia i oszustwa. Biegli psychiatrzy stwierdzili u niego skłonności do konfabulacji.
- Prokuratura została wmanewrowana przez UOP w sprawę zatrzymania Andrzeja Modrzejewskiego ponad 2 lata temu - stwierdził wcześniej przed komisją śledczą. Kapusta powiedział, że 7 lutego 2002 roku dotarły do niego informacje, że są skargi na bezczynność Prokuratury Okręgowej w Warszawie w sprawie dotyczącej ujawnienia przez Modrzejewskiego poufnej informacji z czasów, gdy był szefem IX NFI. Dopytywany przez posłów, kto skarżył się na bezczynność prokuratury, Kapusta odpowiedział, że myśli, iż to była skarga Urzędu Ochrony Państwa. - Wtedy, nawet w Prokuraturze Apelacyjnej, wyrażana była opinia - nie tylko przeze mnie, także przez innych prokuratorów - że zostaliśmy w tę sprawę - mówiąc krótko - "wpuszczeni"- powiedział Kapusta. Prokurator nieśmiało sugeruje w ten sposób, że część odpowiedzialności ponosi przełożony z resortu sprawiedliwości.
Posłuchaj relacji Beaty Lubeckiej:
Kapusta powiedział, że notatka UOP z 7 lutego 2002r. dawała podstawę do wszczęcia śledztwa. Zaprzeczył tym samym zeznaniom byłej minister sprawiedliwości Barbary Piwnik oraz zastępcy prokuratora generalnego Ryszarda Stefańskiego, którzy twierdzili przed komisją, że notatka ta nie wskazywała na uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa.
Przed komisją stawił się dziś także prokurator Jerzy Łabuda, ówczesny prokurator okręgowy w Warszawie. Podczas zeznań stwierdził, iż treść tajnej notatki UOP znał już 7 a nie 8 lutego 2002 roku. Co może świadczyć o pośpiechu i pełnej mobilizacji służb do akcji wymierzonej w Modrzejewskiego.
Skandal z aktami
Byłemu prezesowi PKN Orlen Andrzejowi Modrzejewskiemu groziło "większe niebezpieczeństwo niż zatrzymanie" - taką tezę potwierdzają akta, które sejmowa komisja śledcza otrzymała wczoraj z katowickiej prokuratury.
Według wiceszefa komisji śledczej ds. PKN Orlen Zbigniewa Wassermanna (PiS) , akta świadczą o tym, że "to, co się działo w gabinecie premiera (w lutym 2002 r. - przyp. red.) zostało przełożone na realizację przez prokuraturę tego zadania (zatrzymania Modrzejewskiego).
Według Wassermanna, gdy się okazało, że Modrzejewski jest odwołany przez Radę Nadzorczą PKN Orlen, "nie trzeba było kontynuować akcji przeciwko niemu, i wtedy prokuratura uznała za nieprzydatne akta, z którymi członkowie komisji zapoznawali się od wtorku". Całą tę sytuację Wassermann nazwał "skandalem".
- Zwolniliśmy wczoraj pana prokuratora Olejnika z obowiązku zeznawania jako świadek, wierząc, że będzie mówił prawdę. Zawiedliśmy się, bo pan prokurator kłamał - powiedział wiceprzewodniczący komisji Andrzej Aumiller (UP), odnosząc się do słów Olejnika, że akta, o które komisja wnosi, są w jej posiadaniu od kilku miesięcy. Według członków komisji, tylko częściowo akta te były już jej znane, a wczoraj otrzymali z katowickiej prokuratury wiele nieznanych im wcześniej tajnych akt.
INTERIA.PL/RMF/PAP