Do zdarzenia doszło 2 listopada ubiegłego roku w jednym z mieszkań w bloku przy ul. Stawiszyńskiej w Kaliszu. Tego dnia 42-letnia kobieta obchodziła urodziny. W świętowaniu towarzyszyli jej konkubent i koleżanka, 21-letnia córka ze znajomym oraz synowie jubilatki w wieku 13 i 15 lat. W trakcie imprezy córka 42-latki zaczęła kłócić się z konkubentem matki. - Doszło między nimi do szarpaniny, tłuczenia szkła i wyzwisk - zeznał świadek. Powiedział, że postanowił opuścić imprezę, a o tym, że doszło do zabójstwa konkubenta 42-latki dowiedział się telefonicznie od matki Magdaleny K. Policję zawiadomiły pozostałe w mieszkaniu matka i jej koleżanka. W trakcie śledztwa okazało się, że obie panie przed przyjazdem policji przebrały się. Później twierdziły, że zrobiły to po to, żeby ładnie wyglądać. 21-latka konsekwentnie nie przyznaje się do winy Zdaniem prokuratury w czasie spotkania towarzyskiego pomiędzy 38-letnim pokrzywdzonym a 21-latką doszło do konfliktu, w trakcie którego kobieta dźgnęła mężczyznę nożem w okolice serca. Mężczyzna zmarł. Oskarżona Magdalena K. konsekwentnie nie przyznaje się do winy. - Złożyła szczegółowe wyjaśnienia i absolutnie zaprzecza, aby w jakikolwiek sposób targnęła się na życie pokrzywdzonego. Mówi, że tego dnia została wyrzucona z domu przez matkę i stała się ofiarą spisku pozostałych w domu dwóch kobiet - powiedziała adwokat Karolina Skrzypczyńska. Matka oskarżonej odmówiła składania zeznań. Podczas zabójstwa miała być w toalecie. Jedynym naocznym świadkiem w sprawie - przynajmniej tak myślano do dzisiaj - jest koleżanka matki, która zeznała, że nic nie widziała, że spała na wersalce i co jakiś czas się przebudzała. Eksperyment procesowy - Każde jej zeznanie jest inne. Przeprowadzaliśmy eksperyment procesowy, bo zeznania tej kobiety były wręcz niemożliwe do wykonania przez oskarżoną. Świadek zeznała, że oskarżona dźgnęła leżącego przy ścianie na tapczanie pokrzywdzonego zza ławy. Oskarżona ma 150 cm wzrostu, więc przy tej wysokości musiałby mieć ręce o długości 2,5 metra, by z takiej odległości zabić. Kiedy świadek uświadomiła sobie, że byłoby to niemożliwe, zaczęła zasłaniać się niepamięcią - powiedziała mecenas Skrzypczyńska. Problem w sprawie - jak dowodzi adwokat - polega na tym, że wszyscy byli tego dnia pod wpływem alkoholu, także oskarżona, więc w sprawie są sprzeczności w zakresie dokładnego przebiegu zdarzenia. - Według oskarżonej to któraś z kobiet dźgnęła pokrzywdzonego, a następnie zrzucono winę na nią. Ona uciekła z domu, była w szoku i sama zgłosiła się na policję - powiedziała Skrzypczyńska. Nowe okoliczności W środę na jaw wyszły nowe okoliczności sprawy. Sąd ponownie wezwał koleżankę matki oskarżonej, żeby obejrzała materiał z eksperymentu procesowego i złożyła dodatkowe wyjaśnienia. Kobieta była bardzo zdenerwowana, co chwilę wybuchała płaczem i mdlała. W końcu wyznała przed sądem, że nie powiedziała całej prawdy, ponieważ na miejscu zdarzenia byli też synowie matki oskarżonej, którzy - jak zeznała - wszystko widzieli. Jeden z chłopców miał podnieść z podłogi nóż i umyć w zlewie. Dodała, że była szantażowana ze strony matki, że ma nic nie mówić i na tym skończyły się jej wyjaśnienia. Sąd zdecydował o przesłuchaniu chłopców poza salą sądową. Badanie wariografem - Proces jest poszlakowany, boję, że możemy tutaj wpaść w sztampę wymiaru sprawiedliwości, bo mamy dziewczynę, która miała jakiś motyw, bo kłóciła się z konkubentem matki, była pod wpływem alkoholu i dopiero po trzech godzinach zgłosiła się na policję. Dla kogoś może to wystarczy, ale dla mnie jest to absolutnie za mało, bo nie mówimy tu o kradzieży torebki lecz o zabójstwie i długim wyroku. Oskarżona jest matka 2-letniego chłopca - powiedziała adwokat Karolina Skrzypczyńska. Dodała, że ostatnią deską ratunku będzie wariograf, żeby pokazać, że oskarżona nie ma nic do ukrycia. - To badanie nie wskaże sprawcy, ale da pogląd na określenie wiarygodności zeznań oskarżonej i koleżanki matki - powiedziała adwokat Skrzypczyńska. 21-latce za zabójstwo grozi dożywocie. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 30 grudnia.