JP2 - wspólnota od święta?
W kwietniu wydawało się, że pokolenie JP2 "odnowi oblicze tej ziemi". Przy okazji Dnia Papieskiego warto się jednak zastanowić, czy nie przeminęło razem z żałobą po Janie Pawle Wielkim?
Określenie to zrobiło zadziwiającą karierę nie tylko w mediach, ale także wśród socjologów i duszpasterzy. A stało się tak głównie dlatego, że miało niezwykłą rozciągliwość i każdy mógł je rozumieć tak, jak mu było wygodnie. W efekcie rozciągnięte zostało do granic rozsądku. I pękło jak mydlana bańka.
Dzieci naszego papieża
Termin "pokolenie JP2" nie pojawił się - wbrew pozorom - w kwietniu tego roku w Polsce, ale użyto go już w komentarzach po Światowym Dniu Młodzieży w Paryżu w 1997 roku. Miał oddawać fenomen, jakim było przyciągnięcie setek tysięcy młodych ludzi na spotkanie z Ojcem Świętym w znanym z laickości i separacji Kościoła od państwa kraju.
U nas określenie to pojawiło się w kwietniu, kiedy cała Polska przeżywała śmierć Jana Pawła II. Na początku owo pokolenie miało obejmować ludzi młodych, urodzonych już za czasów pontyfikatu polskiego papieża, dla których papież i Karol Wojtyła to synonimy. Miało to być pokolenie dzieci tego pontyfikatu, które po śmierci Ojca Świętego poczuły się osierocone.
Nie chodzi tu jednak oczywiście wyłącznie o metrykę, ale i o pewną wspólnotę żałoby, jaka powstała wśród młodych ludzi po śmierci papieża. Młodzież zadziwiała wtedy rodziców spektakularnością i masowością organizowanych spontanicznie akcji, czuwań i spotkań ku pamięci zmarłego Jana Pawła II. Nikt nimi nie sterował, nikt z góry niczego nie organizował, inicjatywa była zawsze oddolna, spontaniczna, o terminie i miejscu przeróżnych akcji informowano się SMS-ami i mailami.
Ale rodzice, a nawet dziadkowie tego pokolenia, także stracili swojego papieża. - Myśmy się też załapali. Nie wiem, czy mogę się nazywać pokoleniem JP2. Ale mentalnie jestem jego częścią. Zostałem wykarmiony przez teksty, myśli, ruchy, gesty, osobowość Jana Pawła II. On mnie żywił, a ja się pasłem. Teksty papieża stały się moim codziennym chlebem - mówił niedawno dominikanin, ojciec Jan Góra, organizator Spotkań Młodych w Lednicy.
W szerszym pojęciu za pokolenie czy generację JP2 uznawać można więc wszystkich, za których życia przypadł ten pontyfikat, a więc także tych, którzy dziś mają lat czterdzieści czy sześćdziesiąt, ale czują się duchowymi dziećmi polskiego papieża.
- W badaniach socjologicznych właściwie wszystkie pokolenia określają się mianem pokolenia Jana Pawła II. To znaczy jeśli socjologowie pytają, czy pan, pani doń należy, we wszystkich pokoleniach przeważa odpowiedź: "tak" - wyjaśniała ten fenomen w kwietniu w Telewizji Puls socjolog, prof. Mirosława Grabowska. Według niej, można mówić o co najmniej dwóch pokoleniach Jana Pawła II. - To, które przeżyło w młodości wybór Karola Wojtyły na papieża i które niejako towarzyszyło temu pontyfikatowi. To jest pokolenie czterdziestoparo-, pięćdziesięcioparolatków. I drugie pokolenie, które też w swoim przekonaniu jest pokoleniem Jana Pawła II, to są rzeczywiście ludzie młodzi, którzy właściwie nie pamiętają świata bez Jana Pawła II, którzy wzrastali jak gdyby w blasku jego nauczania, w blasku jego pielgrzymek do Polski, które przecież były obecne w mediach - ocenia Grabowska.
Kwietniowy cud
Codzienne czuwania, gaszenie świateł albo palenie świeczek o 21.37, czarne wstążki na samochodach, pojednanie zwaśnionych kibiców, uścisk dłoni Wałęsy i Kwaśniewskiego, tysiące ludzi na mszach żałobnych, wzajemna życzliwość i poczucie wspólnoty - to był kwietniowy cud i chciało się, żeby zostało z niego coś na dłużej.
-"My wszyscy jesteśmy pokoleniem Jana Pawła" - pisał ówczesny metropolita krakowski, kard. Franciszek Macharski, w liście do diecezjan 17 kwietnia. "W tym naszym czuwaniu - modlitwie i jedności - był prawdziwy owoc Jego trudów wiernej miłości do nas! To był cudowny owoc darów, jakie nam przekazywał od Miłosiernego Boga przez dziesiątki lat. Tak, to był cud, który nas samych zaskoczył i zdumiał. Dziękujemy wszyscy Miłosierdziu Bożemu, żeśmy ten dar przyjęli - od najstarszych po najmłodszych".
Że ten cud zmieni się w codzienność, wierzyli nie tylko duszpasterze, ale i naukowcy. Socjolog i politolog, dr Tomasz Żukowski z Uniwersytetu Warszawskiego, pytany w kwietniu przez KAI, czy dzięki generacji JP2 "odnowi się oblicze tej ziemi", był pełen nadziei. - Na pewno tak. Trudniej powiedzieć, w jaki konkretny sposób. Jest prawdopodobne, że skutkiem będzie uformowanie się takiego ruchu społecznego, który w ciągu kilku, kilkunastu miesięcy zaowocuje głębokimi przemianami w życiu publicznym - mówił.
By tak się stało, z mszy żałobnych Polacy powinni byli się udać do bibliotek i księgarni, sięgnąć także po nauczanie swojego papieża. - Następnym etapem tego procesu będzie - oprócz licznych, dziś deklarowanych, lokalnych inicjatyw - sięgnięcie do papieskiego nauczania, choćby do "Pamięci i tożsamości". Setki tysięcy tych książek, a także encyklik i homilii Jana Pawła II, stoi już na półkach ich domów. Energia młodych zacznie przekształcać się w obywatelski, publiczny kapitał... Zaczną stawiać pytania o kształt społeczeństwa, państwa i szukać na nie odpowiedzi. Pojawi się pragnienie tworzenia reguł wynikających z wartości, które wyznają w życiu publicznym... - wyobrażał sobie Żukowski.
Ulotne jak SMS-y
Ale cud nie trwał długo. Owszem, na internetowych aukcjach można wciąż kupić opaski silikonowe pokolenia JP2 (już za jedyne 9,90 zł), można też zamówić pokoleniową koszulkę, a w wyszukiwarce znajdziemy wiele stron poświęconych temu pokoleniu. Młodzi ludzie wciąż spotykają się w Lednicy, na Przystanku Jezus, byli na Światowych Dniach Młodzieży w Kolonii.
Wszystko to jednak są dość powierzchowne przejawy wspólnoty. A przecież żeby mówić o pokoleniu, a nie tylko okazjonalnym spotkaniu ludzi w tym samym miejscu i czasie, potrzebny jest jakiś wspólny fundament, konieczna jest nie tylko zbieżność metryki, ale i wspólnota wartości. Publicysta Szymon Hołownia w dyskusji o pokoleniu JP 2, jaka ukazała się w majowo-czerwcowym numerze miesięcznika "Więź", mówi: - Choć uczestniczyłem w Światowych Dniach Młodzieży, to nie potrafię nic powiedzieć na temat naszego ówczesnego aksjologicznego poczucia wspólnotowości. Było nam fajnie ze sobą, ale czy coś więcej? Nie wiem, jakie systemy wartości mieli ci wszyscy ludzie, którzy tam entuzjastycznie witali papieża. Utkwiły mi w głowie przede wszystkim kwestie organizacyjne: problem ze znalezieniem wolnego kawałka chodnika, żeby zasnąć, poszukiwanie telebimu itd.
Najlepszym dowodem na to, że pokolenie JP2 nie przekształciło się w obywatelski, publiczny kapitał, jak tego chciał Żukowski, jest choćby frekwencja w ostatnich wyborach. Jeśli idzie o życie społeczne, trudno też dziś powiedzieć, żeby Polacy, także ci młodzi, byli dla siebie dziś bardziej życzliwi i bardziej otwarci niż w marcu, przed żałobnym zrywem.
Nawet pracujący z młodzieżą organizator Przystanku Jezus, ks. Andrzej Draguła, wyrażał ostatnio w "Tygodniku Powszechnym" poważne wątpliwości, czy istnieje pokolenie JP. "Pokolenie JP2 to etykieta, którą przypina się niemal wszystkiemu, co kojarzy się z młodzieżą i błogosławioną pamięcią Jana Pawła II. To słowo-wytrych" - ostrzega Draguła.
"Śmiem twierdzić, że - niestety - w kwietniowym megaobjawieniu zobaczyliśmy właśnie wspólnotę świąteczną, opartą na silnych emocjach, których zinstytucjonalizować się nie da. Co więcej, o których z czasem chce się zapomnieć. Gdy kresu dobiegała narodowa żałoba, ktoś powiedział mi, że to dobrze, bo człowiek nie może żyć zbyt długo w tak wielkim napięciu emocjonalnym, na tak wyśrubowanym psychicznym diapazonie. I miał rację. Na tydzień świat stał się jedną wielką żałobą. Ale trzeba powrócić do żywych" - konkluduje Draguła.
Pokolenie JP2 okazało się szybko tworem głównie medialnym, który nie wytrzymał próby czasu. Jego żywot był równie krótki, jak wiadomość SMS, za pomocą której w kwietniu informowano się o akcjach ku pamięci zmarłego papieża. Zresztą "pokolenie SMS" to byłoby chyba lepsze określenie generacji młodych ludzi, którzy są zdolni do organizowania spektakularnych akcji, ale szybko się nimi nudzą.