Jak Kaczmarek zwierzył się opozycji
"Gazeta Wyborcza" opublikowała rozmowę z szefem sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka Cezarym Grabarczykierm (PO).
"GW": Janusz Kaczmarek twierdzi, że sygnalizował panu problemy w prokuraturze, zanim na początku sierpnia został odwołany z funkcji szefa MSWiA.
Cezary Grabarczyk: Tak. To było dosłownie kilka dni po tragicznej śmierci Barbary Blidy, czyli pod koniec kwietnia. Kaczmarek zadzwonił i poprosił o spotkanie. Rozmawialiśmy w sejmowej restauracji w saloniku dla VIP-ów. To było krótkie spotkanie. Kaczmarek miał do przekazania tylko jeden komunikat: sprawy samobójczej śmierci Blidy nie może wyjaśniać prokuratura apelacyjna w Katowicach. Nie tłumaczył dlaczego, ja nie pytałem.
Dlaczego?
Bo zdawałem sobie sprawę, w jakiej niezręcznej sytuacji znalazł się Kaczmarek. Przecież to był świeżo upieczony szef MSWiA, którym został po konflikcie w rządzie, na dodatek zaufany prezydenta Lecha Kaczyńskiego. I przychodzi do mnie, posła opozycji, by ostrzec, że organ państwa, czyli prokuratura, może nie wyjaśnić tak ważnej sprawy jak samobójstwo Blidy.
Co pan zrobił z tym ostrzeżeniem Kaczmarka?
Kaczmarek prosił mnie o zachowanie spotkania w tajemnicy, co było dla mnie oczywiste, bo gdyby to się wydało, miałby kłopoty. Przygotowałem więc wniosek o przekazanie tej sprawy do innej prokuratury. Ale szybko okazało się, że sprawa została przeniesiona do Łodzi. Teraz wiem, wtedy nie wiedziałem, że łódzka prokuratura jeszcze bardziej niż katowicka jest zależna od ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
INTERIA.PL/PAP