Akcja utworu Josepha Conrada rozgrywa się prawdopodobnie (nie ma wyraźnego wskazania jej czasu) pod koniec drugiej połowy XIX wieku na terenie Konga w Afryce (pisarz w 1890 roku przebywał na tym obszarze właśnie). Relacja głównego narratora, który prezentuje Marlowa i jego opowieść, trwa kilka godzin (popołudnie - późna pora, czas odpływu). Historia opowiadana przez głównego bohatera z kolei rządzi się odrębną konstrukcją czasu. Mamy do czynienia najpierw z przedakcją (młodzieńcza fascynacja Marlowa nieznanymi lądami), która obejmuje okres kilkumiesięczny i odnosi się do przeszłości (wspomnienia o podboju terenów północnej Europy przez starożytnych Rzymian to jeszcze bardziej odległa przeszłość). Czas wydarzeń przedstawionych w relacji bohatera to nie tylko okres poznawania przez niego tajemniczych zakątków świata. To również jego rozważania na temat istoty egzystencji człowieka, sensu kolonizacji. Dwumasztowy żaglowiec jest miejscem spotkania czterech członków załogi, wśród których znajduje się narrator i kapitan - dyrektor firmy. Właśnie tam Marlow snuje swoją opowieść, która przenosi zebranych w miejsca, gdzie odbywały się opowiedziane przez niego zdarzenia (Londyn, Bruksela, Afryka i jej różne zakątki). Streszczenie Marlow (marynarz i podróżnik), będąc na pokładzie jachtu "Nellie", zakotwiczonym w przymorzu Tamizy, opowiada czterem członkom załogi o wyprawie do Afryki centralnej. Opowieść tę rozpoczyna relacją z wizyty w gmachu dyrekcji spółki handlowej. Po spotkaniu z dyrektorem otrzymał on nominację na stanowisko kapitana parowca, miał zająć miejsce zmarłego kapitana Freslevena. Marlow wyruszył francuskim parowcem płynącym do Afryki wzdłuż wybrzeża, dzięki czemu mógł obserwować kraj i jego mieszkańców. Minął wojenny okręt (Francuzi prowadzili wojnę), na którym ludzie umierali na febrę. Obóz krajowców w głębi buszu był ostrzeliwany. U ujścia Konga w stolicy terytorium Marlow przesiadł się na inny statek (kapitanem był Szwed) płynący w górę rzeki do stacji spółki. Podczas podróży obserwował on otoczenie. Widział zwały ziemi, domy z blaszanymi dachami, czarnych i nagich ludzi. Marlowa wysadzono przy trzech drewnianych barakach, w których stacjonowała firma. Budowano tam linię kolejową. Zobaczył on wówczas pracujących, głodnych i wynędzniałych, czarnoskórych ludzi. Byli oni wykorzystywani do pracy, skuci łańcuchami. Bohater spotkał tam księgowego firmy, człowieka ubranego elegancko, od którego po raz pierwszy usłyszał o Kurtzu kierującym ważną placówką handlową w centrum "zagłębia kości słoniowej". Minęło dziesięć dni. Marlow wyruszył z karawaną złożoną z sześćdziesięciu mężczyzn na dwieście mil pieszej wędrówki do stacji centralnej. Kiedy dotarł na miejsce, dowiedział się, że statek, którym miał dowodzić, zatonął. Musiał więc ów wrak wydobyć i naprawić, co trwało kilka miesięcy. Marlow, przebywając w stacji, miał okazję do poczynienia obserwacji. Placówka była w fatalnym stanie, a jej dyrektor okazał się człowiekiem pozbawionym dobrych manier. Mówiło się tam nieustannie o kości słoniowej i o zyskach z nią związanych: "Zaraza bezrozumnej chciwości przenikała to wszystko, jak trupi odór". Marlow wiele tam słyszał o Kurtzu, który traktowany był jako ktoś niepospolity, wybitny, kto potrafi wyciągnąć korzyści ze wszystkiego. Zorientował się również, iż dyrektor i jego zwolennicy niechętni byli Kurtzowi, gdyż się go obawiali, więc wyruszenie statku z ratunkiem dla niego (rozchorował się) prawdopodobnie opóźniali celowo. Marlow naprawił statek, mimo wielu utrudnień, i wyruszył w górę rzeki. Dzicy mieszkańcy dżungli przerażali go i jednocześnie fascynowali. Statek kilka razy trafił na mielizny, więc trzeba było skorzystać z pomocy ludożerców. Kilku z nich włączono w skład załogi podczas rejsu. Parowiec zbliżał się do celu. Był wiekowy, więc wymagał stałych napraw. W odległości około pięćdziesięciu mil przed stacją Kurtza wędrowcy dotarli do trzcinowej chaty. Obok szałasu znaleźli stos drewna oraz deskę z napisem: "Drewno dla was. Pospieszcie się. Podchodźcie ostrożnie". Marlow zrozumiał, iż ostrzeżenie to dotyczy dalszej podróży, lecz nie wiedział, na czym polega zagrożenie. Bohater znalazł też starą żeglarską książkę ("O niektórych zagadnieniach sztuki marynarskiej" Towsona lub Towsera), którą zabrał z sobą (notatki na marginesie wyglądały jak szyfr). Następnego dnia, w gęstej mgle, statek Marlowa zaatakowany został przez tubylców. Zginął sternik - Murzyn (śmiertelnie ugodzony włócznią w bok), dzięki broni palnej atak udało się jednak odeprzeć. Marlow myślał o Kurtzu. Przypuszczał, że może już nie żyć. Wyobrażał go sobie jako człowieka wyjątkowego, utalentowanego, owładniętego ideą niesienia postępu dzikim ludom. Statek dopłynął wreszcie do stacji. Wędrowców przywitał młody marynarz (miał 25 lat), Rosjanin z guberni tambowskiej przypominający arlekina, wielbiciel Kurtza. Okazało się, że to on zostawił wiadomość w szałasie, a książka była jego własnością ("szyfr" na marginesie to notatki w języku rosyjskim). Ucieszył się z przybycia statku, miał nadzieję bowiem, iż zabierze on oraz ocali chorego Kurtza, który był dla tubylców kimś w rodzaju bóstwa. Zaatakowali oni statek, ponieważ nie chcieli, by ten ich opuścił. Marlow dowiedział się od młodego marynarza o ceremoniach wokół "bóstwa", które urządzane są przez krajowców, całkowicie mu poddanych. Czołgają się przed nim, składają mu ofiary, ten z kolei nieposłusznym ścina głowy i nabija je na pale. Murzyńskie plemię uwielbia go i wykonuje jego rozkazy, chociaż prowadzą one do łupienia okolicy. Marlow, wstrząśnięty tym, co usłyszał, nie mógł zrozumieć, kim tak naprawdę jest Kurtz - wybitnym człowiekiem czy niebezpiecznym wariatem. Jego dom obserwował przez lornetkę. Zobaczył ususzone ludzkie głowy na słupach płotu, które należały do ukaranych buntowników. Kurtzem kierowała więc nie tylko chęć zdobycia kłów słonia, lecz także żądza władzy. Marlow wreszcie dostrzegł "sławnego" Kurtza. Był wychudzony, wynędzniały z powodu choroby, niesiony na noszach, ale wciąż jeszcze władający tłumem. Chory umieszczony został w kabinie statku, w domku pilota. Na brzegu pojawił się tłum czarnoskórych, z którego wyróżniała się kobieta z bransoletami na rękach i nogach, która coś wołała. Na jej słowa Kurtz uśmiechał się. Marlow domyślał się związku tych dwojga. Statek szybko minął tłum Murzynów. Podczas podróży Marlow dużo rozmawiał z Kurtzem, który opowiadał o swych marzeniach i potędze. Poprosił też o przechowanie pakunku z papierami i zdjęciami, wkrótce potem zmarł. Jego ciało pochowano w mule. Marlow powrócił do Brukseli. Dowiedział się o śmierci matki Kurtza, którą opiekowała się jego narzeczona. Miał ze sobą dokumenty zmarłego. Część z nich udostępnił dziennikarzom, resztę (najważniejsze zapiski i prywatną korespondencję) przekazał narzeczonej Kurtza, która ponad wszystko wierzyła w szlachetność ukochanego. Marlow nie był w stanie powiedzieć jej prawdy. Opowieść dobiegła końca, o czym informuje narrator - marynarz wysuwający się na pierwszy plan. Dyrektor zauważył, iż słuchaczom umknął początek odpływu. Opowiadanie Josepha Conrada kończą słowa: "Morski przestwór [...] odgrodzony czarną ławicą chmur, a spokojny szlak, prowadzący do najdalszych krańców ziemi, ciągnął się ponuro pod zasnutym niebem, jak gdyby wskazując drogę ku jądru bezbrzeżnej ciemności". Matura Interiapl Siedemnasta część powtórki do matury w kolejny wtorek! A w niej: zestaw zadań z matematyki wraz z komentarzem przygotowanym przez naszego eksperta oraz opracowanie "Szewców" Stanisława Ignacego Witkiewicza oraz "Procesu" Franza Kafki.