Przypomnijmy, że Schetyna został przedstawiony jako łańcuchowy pies amerykańskiego imperializmu szczekający na Rosję. "Gdy zobaczyłem ten rysunek, nawet się uśmiechnąłem. Jeśli dostanę oryginał, chętnie oprawię go w ramki i powieszę na ścianie" - powiedział minister. Schetyna wyjaśnił również swoją wypowiedź na temat ukraińskich żołnierzy wyzwalających niemiecki obóz śmierci Auschwitz-Birkenau. "Moi krytycy - jak się wydaje - po prostu zupełnie nie mieli świadomości, jaki był stan narodowościowy 60. Armii, która wyzwalała Oświęcim. Dlatego reagowali tak ostro, zaangażowali w to swojego ministra spraw zagranicznych. Stąd więc obecnie taka eskalacja. A przecież to nie była żadna wypowiedź antyrosyjska, tylko odpowiedź na pytanie dziennikarzy, dlaczego w Auschwitz jest prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, a nie ma prezydenta Władimira Putina. Teraz więc Rosjanie muszą trzymać fason i toczyć ten spór dalej, choć jest on moim zdaniem coraz bardziej jałowy" - stwierdził. Schetyna odniósł się również do pomysłu przeprowadzenia uroczystość z okazji 70. rocznicy zakończenia II wojny światowej w innym miejscu, niż Moskwa. "Mówiłem o Westerplatte, wskazałem jako miejsce także kilka stolic alianckich, a na koniec Berlin, gdzie naprawdę zakończyła się II wojna w Europie. Tam była przecież podpisana kapitulacja przez III Rzeszę. Reakcja Moskwy była ponownie bardzo emocjonalna. Zwróciliśmy stronie rosyjskiej uwagę, by oddzieliła bieżącą politykę od historii" - komentuje. "Trudno sobie wyobrazić, aby te obchody były takie jak wszystkie inne. Rosja jest zaangażowana w konflikt na wschodzie Ukrainy, wszyscy o tym wiedzą. Wydaje się, że pewne emocjonalne reakcje strony rosyjskiej mogą wynikać z frustracji. Chciałaby zorganizować wielkie, imponujące obchody, ale z tego, co wiem, to z frekwencją może być kiepsko" - dodał. Więcej w "Gazecie Wyborczej".