Drzonek: W słownym starciu Duda pokona Komorowskiego
Wpływ na to, co wydarzy się w drugiej turze wyborów - bo wszystko wskazuje na to, że do niej jednak dojdzie - będą miały dwa czynniki. Po pierwsze, czy wydarzy się na zewnątrz coś, co miałoby wpływ na bezpieczeństwo Polski. Równie znacząca jest debata - ocenia w rozmowie z Interią dr hab. Maciej Drzonek, politolog z Instytutu Politologii i Europeistyki Uniwersytetu Szczecińskiego. - Na dziś można z większym prawdopodobieństwem stwierdzić, że w słownym starciu Duda pokona Komorowskiego niż odwrotnie - dodaje.
Ostatnie sondaże wskazują na ewidentny spadek poparcia politycznego dla Bronisława Komorowskiego. W badaniu przeprowadzonym przez TNS Polska obecny prezydent stracił w porównaniu do kwietnia aż siedem punktów procentowych.
Według dr hab. Macieja Drzonka taki wynik jest potwierdzeniem stałej tendencji, którą można było zaobserwować praktycznie od początku kampanii wyborczej prowadzonej przez Bronisława Komorowskiego. - Tendencja spadkowa jest efektem szeregu podjętych działań, w dużej mierze błędnych. Przykładem może być choćby zmiana hasła. W sytuacji, kiedy wszystko wskazuje na wyborczą dogrywkę, promowanie sloganu: "wygrajmy w pierwszej turze", jest dosyć karkołomne - wyjaśnia.
"Sztuczne pompowanie"
Ekspert zwraca też uwagę, że sondaże odzwierciedlają poparcie, które obserwują respondenci na podstawie przekazów serwowanych przez media, a te traktują niektórych kandydatów po macoszemu. - Widzimy wyraźnie, że "sztucznie pompowany" jest Bronisław Komorowski . W ostatnich dniach przekaz o nim praktycznie "nie schodził" z telewizji publicznej. Natomiast Andrzej Duda był wyraźnie przez nią sekowany i został niemal zrównywany do kandydatów, którzy mają poparcie na poziomie 1 czy 2 procent - wyjaśnia Drzonek. - Nawet Janusz Palikot był w ubiegłą niedzielę pokazywany w telewizji publicznej dłużej niż kandydat Prawa i Sprawiedliwości, na którego chce przecież głosować 30 procent wyborców - dodaje.
To jest proste. Jeżeli pojawiło się 11 kandydatów, to prezydent, który jest też kandydatem - a miał bardzo wysokie notowania, jeśli chodzi o poziom zaufania - oczywiście musi się podzielić głosami z tymi nowymi pretendentami. Po szwach partyjnych idą podziały i one oczywiście oznaczają, że każdy coś tam bierze, a ja tracę. Gdyby było 15 kandydatów, to bym pewnie jeszcze więcej stracił. To jest normalne; jest pytanie, jak szybko się traci i jaki będzie jednak finalny efekt w wyborach. Mam nadzieję, że będzie dobry.
~ Bronisław Komorowski
Podobnie jak Duda w mediach blokowani są pozostali kandydaci, jak choćby Grzegorz Braun, Janusz Wilk, czy częściowo Janusz Korwin -Mikke. Tej regule wymyka się Paweł Kukiz. - O nim mówi się dużo, bo w mniemaniu niektórych nie jest to szkodliwe dla partii politycznych. Co ciekawe, inni kandydaci - jak na przykład Janusz Wilk - również mają oryginalne pomysły, ale nie przebijają się do nurtów mediów mainstremowych - podkreśla ekspert. Sztucznie pompowany jest też Janusz Palikot. - Gdyby był pokazywany w mediach tak często jak Grzegorz Braun, czyli prawie wcale, miałby poparcie na poziomie "minus jeden" - żartobliwie dodaje
Dwa istotne czynniki
W ocenie Drzonka druga tura wyborów z udziałem urzędującego prezydenta i kandydata Prawa i Sprawiedliwości jest raczej przesądzona, a to, co się w niej wydarzy, będzie zależało od dwóch czynników. - Po pierwsze od tego, czy wydarzy się na zewnątrz coś, co miałoby wpływ na bezpieczeństwo Polski. Jeżeli do takiego wydarzenia by doszło, to wsparłoby ono Bronisława Komorowskiego, który zwłaszcza w ostatnich dniach, podczas świąt majowych, używał retoryki niemal wojennej, a niektóre jego sformułowania prawdopodobnie mogły zostać zinterpretowane jako straszenie potencjalną wojną - wyjaśnia ekspert.
- Gdyby się na przykład okazało, że Federacja Rosyjska narusza przestrzeń powietrzną państw NATO, w tym Polski, to oczywiście wzmocniłoby przekaz o bezpieczeństwie sformułowany przez urzędującego prezydenta - precyzuje.
Równie istotna między pierwszą a drugą turą będzie debata - bez względu na to, czy się ostatecznie odbędzie czy nie. - W interesie Bronisława Komorowskiego ona nie jest, bo w bezpośrednim starciu wypada słabiej od Andrzeja Dudy - podkreśla ekspert. Dlatego można z większym prawdopodobieństwem wskazywać, że potyczkę wygrałby kandydat PiS.
Kluczowy termin i wynik kandydatów
Znaczenie samej debaty jest też zależne od jej terminu i wyników osiągniętych przez kandydatów, którzy się w niej zmierzą. - Im bliżej drugiej tury debata się odbędzie, tym większe znaczenie będzie miała dla zwycięzcy - tłumaczy politolog. - Co do różnicy w wynikach osiągniętych w pierwszej turze, to im będzie ona mniejsza, tym znaczenie debaty większe - precyzuje.
Drzonek pytany o to, kto mógłby potencjalnie przejąć głosy po Pawle Kukizie podkreśla, że sytuacja jest bardzo niejednoznaczna. - Z ust samego Pawła Kukiza padają różne deklaracje. Raz mówi, że swoich głosów nie przekaże, innym razem ogłasza, że zrobi badanie na Facebooku i lajki będą decydować o tym, komu udzieli swojego poparcia. A to jest niezwykle karkołomne, bo on absolutnie nie będzie miał wpływu na to, kto mu te lajki będzie dawał: czy działacze Platformy Obywatelskiej, czy Prawa i Sprawiedliwości - wyjaśnia ekspert.
Arytmetyka też rządzi się swoimi prawami. - Podstawowa kwestia dotyczy tego, że to nie jest tak, że jeśli Janusz Korwin-Mikke i Paweł Kukiz mają w sumie w sondażach około 15 procent i powiedzą: głosujcie na kandydata "X" albo "Y", to ten elektorat tak się zachowa. To się arytmetycznie nie przekłada. To może mieć znaczenie, jeżeli różnica między kandydatami będzie niewielka - zaznacza Drzonek.
Ostatecznie, kandydat głównej partii opozycyjnej może mieć większą łatwość przekonania do siebie zwolenników Kukiza i Korwina. - Wydaje się, że zarówno elektorat Korwina, jak i elektorat Kukiza jest bliższy poglądom partii opozycyjnej, a nie partii rządzącej. Bo zawsze jak się krytykuje obecny stan władzy, to się krytykuje rządzących, a nie opozycję - podsumowuje ekspert.