Co kryją skrzynki? "Piloci kozakowali"
"Piloci kozakowali, lądowali wbrew rozsądkowi, nie chcąc się narażać ważnym pasażerom" - ujawnia "Dziennikowi Gazecie Prawnej" osoba znająca zapisy czarnych skrzynek.
Nagrania są już w Polsce. Rosjanie przekazali je szefowi MSWiA Jerzemu Millerowi. Pytanie brzmi: jakie tajemnice kryją jeszcze te skrzynki?
Przez cały poniedziałek trwały w Moskwie procedury związane z przekazywaniem materiałów zgromadzonych przez tamtejszych śledczych badających przyczyny kwietniowej katastrofy. Aby to umożliwić, szef polskiej delegacji Jerzy Miller podpisał specjalne memorandum z wicepremierem Rosji Siergiejem Iwanowem. Ostatecznie minister wraz z setkami dokumentów wsiadł do samolotu powrotnego ok. godziny 20.
- Od tej chwili to państwo polskie będzie właścicielem tych dokumentów. Uzgodniliśmy jednak z Rosjanami, że nie będziemy się zaskakiwać informacjami, które mogłyby mieć jakieś większe znaczenie. Strona rosyjska jest uprzedzona, ale my nie musimy uzyskiwać zgody na ich ujawnienie - tłumaczył Miller. W ten sposób zaprzeczył informacjom TVN 24, że przekazanie materiałów nie oznacza zgody Rosjan na ich odtajnienie.
Z zapisem czarnych skrzynek pierwsza zapozna się Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Najważniejsi polscy politycy wysłuchają nagrań z kokpitu. Zapoznają się również z analizą działania instrumentów pokładowych.
"To ciężkie nagranie, pełne szumów. Pewne fragmenty są niezrozumiałe. Jednak dają dokładnie do zrozumienia, co było przyczyną katastrofy. Nie ma mowy o żadnym zamachu" - uważa jedna z osób, która zna treść nagrań. I dodaje: "Niestety, ale jasne jest przekroczenie wszelkich zasad bezpieczeństwa przez załogę. Dość dramatycznie brzmi odpowiedź, jakiej udzielili kolegom z Jaka 40" - wyjaśnia rozmówca "Dziennika Gazety Prawnej".
Załoga Jaka lądowała chwilę wcześniej na smoleńskim lotnisku i ostrzegła załogę kpt. Protasiuka przed dramatycznie pogarszającymi się warunkami pogodowymi. Ostatecznie widoczność była wielokrotnie niższa od minimum dozwolonego dla prymitywnego, wojskowego lotniska. Mimo to piloci zdecydowali się podjąć próbę i zeszli do wysokości 20 metrów przy minimalnym pułapie 100 metrów.
Nagranie dokumentuje również pojawienie się generała Błasika, szefa wojskowego lotnictwa w kabinie. Według ekspertów sam ten fakt był złamaniem procedur. Piloci mogli to potraktować jako presję - mieli świadomość, że wszystkim zależało na punktualnym rozpoczęciu się uroczystości w Katyniu.