​Chemia w żywności. Alarmujący raport NIK

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
7
Udostępnij

Konserwanty, przeciwutleniacze, emulgatory, czy wzmacniacze smaku - takimi dodatkami nafaszerowana jest żywność, alarmuje Najwyższa Izba Kontroli. Z najnowszych badań wynika, że przeciętny konsument spożywa ponad 2 kg takich dodatków w ciągu roku.

Zdj. ilustracyjne
Zdj. ilustracyjne Fot. Piotr JedzuraReporter

Duża ilość "chemii" dodawanej do żywności to tylko jeden z problemów, na jakie wskazuje NIK. Kolejnym jest brak nadzoru nad stosowaniem dodatków. Jak się okazuje, inspekcje nie badają każdego dodatku, który znalazł się w produkcie, a na opakowaniu nie zawsze napisane jest dokładnie to, co znalazło się w żywności.

"Dodatkowo sprawdza się jedynie limity danego "E" (chemiczne dodatki) w produkcie, nie biorąc pod uwagę ich kumulacji w codziennej diecie i jak to może wpływać na zdrowie. Z badania NIK wynika, że w jednym dniu można przyswoić nawet 85 różnych E" - czytamy na stronie NIK.

Żywność pełna chemii

Jak podaje NIK, ok. 70 proc. diety przeciętnego konsumenta w Polsce (a także w innych krajach rozwiniętych) stanowi żywność przetworzona w warunkach przemysłowych, czyli taka, która zawiera dodatki potocznie nazywane "chemią".

Dodatki stosowane są z różnych powodów: wydłużają okres przydatności do spożycia, zwiększają efektywność procesu produkcyjnego, uatrakcyjniają produkt smakowo i zapachowo, czy też umożliwiają tworzenie nowych produktów, np. typu "light".

Przepisy pozwalają na stosowanie w żywności ponad 330 dodatków. Jak wylicza NIK, oznacza to, że rocznie przeciętny konsument spożywa ok. 2 kg substancji dodatkowych.

Liberalne w tym zakresie prawo pozwala stosować chemię w znaczącej liczbie produktów - podsumowuje NIK. Dodatków nie wolno stosować tylko do niektórych produktów, np. żywność nieprzetworzona, miód, masło, mleko pasteryzowane i sterylizowane, naturalna woda mineralna, kawa, czy herbata liściasta.

Kontrowersyjne przepisy

Producenci, czy instytucje kontrolujące ich działalność zgodnie twierdzą, że chemia nie stanowi żadnego zagrożenia dla ludzi, gdyż dodatki te są sprawdzane pod tym kątem i nie bez przyczyny dopuszczone do stosowania.

NIK podważa jednak tę teorię. Dlaczego? "Przepisy prawa wymagają zapewnienia bezpieczeństwa każdego z dodatków używanych osobno. W żaden sposób nie odnoszą się one do ryzyka wynikającego z obecności w środkach spożywczych więcej niż jednego dodatku, czy ich kumulacji z różnych źródeł" - czytamy.

Izba zwraca także uwagę, że wszystkie dodatki dopuszczone do żywności przed 2009 rokiem są ponownie badane pod kątem bezpieczeństwa. W wyniku weryfikacji z listy już zniknęło kilka substancji, które do tej pory uważane były za "bezpieczne". Są to m.in. barwnik E  128, używany do nadawania koloru mięsu, czy E 104, E 110 i E 124, dla których obniżono akceptowane dzienne spożycie odpowiednio: 20-krotnie, 2,5-krotnie i blisko 6-krotnie. Wycofano ponadto dopuszczenie barwników do niektórych produktów, np.: do pieczywa cukierniczego i wyrobów ciastkarskich, lodów, czy przekąsek typu snack.

Niewystarczająca kontrola

NIK skupiła się także nad procedurami kontroli jakości żywności. Jak się okazuje, badania laboratoryjne żywności ograniczają się do zbadania wybranych substancji w produkcie. Nikt nie bada zawartości wszystkich dodatków obecnych w produkcie.

"Zwykle wskazywano do badań jedną substancję dodatkową i analizowano ją pod kątem ustalonego dla niej limitu w danym produkcie. Inne dodatki obecne w tym produkcie w ogóle nie były weryfikowane. Dodatkowo ograniczona była możliwość analityczna laboratoriów Inspekcji Sanitarnej. Laboratoria te mogły wykonać badania w stosunku do ok. 65 substancji dodatkowych na ponad 200 limitowanych dozwolonych do stosowania. Tak zorganizowany system badań nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa żywności, w której stosowane są substancje dodatkowe, niepodlegające z różnych przyczyn badaniom laboratoryjnym" - podaje NIK.

Skutki dla zdrowia

Izba zbadała także, jak często producenci posługują się substancjami dodatkowymi.

NIK przeanalizowała 501 wyrobów i jedynie w 54 produktach nie doszukano się substancji dodatkowych. W pozostałych producenci zadeklarowali użycie 132 substancji dodatkowych ponad 2 tys. razy. Statystycznie, na każdy produkt przypadło więc pięć dodatków chemicznych. W wyliczeniu nie zabrakło także rekordzistów - sałatka warzywna ze śledziem i groszkiem miała 12 dodatków, a kiełbasa śląska aż 19.

"Mimo, iż żywność nafaszerowana jest substancjami dodatkowymi, to organy odpowiedzialne za jej bezpieczeństwo oraz zdrowie publiczne dotychczas nie monitorowały, ani nie oceniały ryzyka związanego z kumulacją wielu dodatków w produktach spożywczych, ewentualnego ich działania synergistycznego, jak również interakcji z innymi składnikami diety, czy też np.  ekami. Tymczasem niektóre substancje dodane do jednego produktu, w połączeniu z innym artykułem spożywczym nie będą dla człowieka neutralne. Substancja nieszkodliwa samodzielnie może się nią stać w reakcji z inną, tworząc zagrożenie dla zdrowia" - alarmuje Izba.

W tym kontekście NIK wskazuje głównie na zagrożenie dla dzieci do 10 roku życia. Najwięcej dodatków jest bowiem w produktach, które dzieci lubią najbardziej - ciastkach, kolorowych napojach, lodach, czy parówkach.

Jak dodaje NIK, niektóre substancje mogą być wyjątkowo niebezpieczne. Tu wymienia m.in. barwniki E120 koszenila, E124 czerwień koszenilowa i E 129 czerwień Allura, które mogą powodować groźny dla życia wstrząs anafilaktyczny. Stosuje się je np. w wędlinach, napojach i sałatkach. Są one szczególnie niebezpieczne dla dzieci oraz osób uczulonych na salicylany.

"Jako dodatki o wysokim potencjale pronowotworowym wymieniono konserwanty: kwas benzoesowy (E 210) i jego pochodne oraz azotyny i azotany (E 249, E 250, E 251, E 252). Także Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA)  potwierdził niektóre dowody na związek azotynów w diecie z nowotworami żołądka oraz połączenia azotynów i azotanów z przetworzonego mięsa z nowotworami jelita grubego. W zleconej ekspertyzie stwierdzono ponadto narażenie na rakotwórcze N-nitrozoaminy, które powstają m.in. podczas termicznej obróbki żywności zawierającej te substancje, czyli np. podczas podgrzewania kiełbas. Ponadto mogą one być niebezpieczne dla kobiet w ciąży" - wymienia NIK.

NIK krytykuje GIS

"Najwyższa Izba Kontroli negatywnie ocenia bierną postawę Głównego Inspektora Sanitarnego. Nie inicjował on, nie organizował i nie prowadził działań informacyjnych przedstawiających społeczeństwu potencjalne zagrożenia. Zdaniem NIK działalność edukacyjna dotycząca stosowania dodatków była ograniczona i nieefektywna" - czytamy w wynikach kontroli.

Izba zwraca także uwagę, że czytanie etykiet nie jest wystarczającą formą kontrolowania, co znajduje się w produkcie, ponieważ producenci stosują "sprytne" określenia.

"Po pierwsze część producentów zamiast oczywistych dla większości konsumentów oznaczeń dodatków w formie "E z numerem", używa drugiej dozwolonej formy, czyli nazwy substancji i jej funkcji technologicznej np. kwas cytrynowy - regulator kwasowości. Przy takim oznaczeniu konsumenci mają problemy z identyfikacją, co jest dodatkiem. Po drugie sposób przedstawiania na etykietach składu dodatków nie informuje konsumentów, ani o ilości zastosowanego w danym produkcie dodatku, ani o tym, jakie jest odniesienie zastosowanej ilości do dopuszczalnego jego limitu, ani nawet  do akceptowanego dziennego spożycia danej substancji dodatkowej".

Zdaniem Izby brakuje także jednego organu odpowiedzialnego za nadzór nad rynkiem dodatków do żywności.

W związku ze sprawą NIK apeluje do premiera, ministra zdrowia, a także Głównego Urzędu Sanitarnego o podjęcie stosownych działań.

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
7
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Lubię to
like
7
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na