Balcerowicz o transformacji
Kto zna choćby odrobinę polskiej historii, ten nie może mieć cienia wątpliwości, że warto było zerwać z socjalistyczną dyktaturą - powiedział prof. Leszek Balcerowicz w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
15 lat temu zaczęła się transformacja polskiej gospodarki. Leszek Balcerowicz był współtwórcą polskich reform gospodarczych, również jako wicepremier - w latach 1989 - 1991 oraz 1997 - 2000.
15 lat to okrągła rocznica. Czy warto było w 1989 roku w ogóle zaczynać, po to, żeby patrzeć na Polskę, taką, jaka jest dziś? Z rozwijającą się gospodarką, ale i drażniącą, trudną do zaakceptowania, ze swoją jałową sceną polityczną i wielkimi nierozwiązanymi problemami społecznymi?
A w jakiej Polska byłaby sytuacji, gdyby tkwiła w bagnie socjalizmu? Nie potrzebujemy daleko szukać przykładu, mamy go za miedzą, to Białoruś. Kto zna choćby odrobinę polskiej historii, ten nie może mieć cienia wątpliwości, że warto było zerwać z socjalistyczną dyktaturą. Okres od 1989 r. jest pod względem możliwości najlepszy w naszej historii ostatnich 300 lat. Problem nie polega na tym, że rozpoczęliśmy reformy, ale na tym, że ich w kilku kluczowych punktach nie dokończyliśmy.
Balcerowiczowi nie brakuje więc osobistej satysfakcji?
Satysfakcja nie jest pełna, bo widzę, o ile byłoby np. mniejsze bezrobocie, gdyby nie przeforsowano wadliwych rozwiązań socjalnych i nie blokowano reform w tej sferze. Wiem jednak, że miałem okazję uczestniczyć w czymś wyjątkowym. Kiedy w latach 80. zajmowałem się sukcesami Korei Południowej czy Niemiec Zachodnich, przez głowę mi nie przeszło, że to może być użyteczne inaczej, niż tylko intelektualnie. Czuję się więc wyróżniony przez los.
Dokąd doszliśmy jako Polska w ciągu 15 lat? Gdzie jesteśmy na przykład w porównaniu z Węgrami, Czechami?
Produkt krajowy brutto wzrósł w Polsce od roku 1989 do 2003 o 30 procent. W Słowenii podniósł się w tym czasie o 21 procent, na Węgrzech o 12 procent. Jeżeli więc popatrzymy na PKB, jesteśmy w absolutnej czołówce. Podobnie, jeżeli chodzi o inflację. Tu odnieśliśmy duże sukcesy, startując z dużo gorszej pozycji niż Czechy lub Węgry. Odnotowaliśmy ogromny postęp w zdrowotności, ochronie środowiska, szkolnictwie wyższym itd.
Czy nie największym impulsem dla polskiej gospodarki było dążenie do Unii Europejskiej, otwieranie rynków, harmonizowanie prawa?
W pewnym uproszczeniu mogę powiedzieć tak: kiedy rządzili reformatorzy, spełniało ono rolę niewielką, bo oni i tak chcieli kraj reformować. Ponieważ jednak nie cały czas takich mieliśmy u steru rządów, dążenie to odegrało bardzo pozytywną rolę w niektórych okresach.
W Unii już jesteśmy, ale droga do euro jeszcze daleka. Czy dążenie do wejścia do strefy euro, dostosowanie się do obowiązujących w niej zasad, może być znowu motorem naszego rozwoju?
Czy droga do euro jest bliska, czy daleka, zależy od nas, a ściślej - od tempa uzdrawiania finansów naszego państwa. Euro to dobra perspektywa dla Polski. Z dużym prawdopodobieństwem można oczekiwać dzięki euro większych inwestycji, większego eksportu i wzrostu. Oczywiście, jeżeli wejdzie się w warunkach trwale uzdrowionych finansów publicznych i uelastycznionych rynków. Ale trwałego uzdrowienia finansów nie zrobi się, odkładając je na lata. Najlepiej byłoby to zrobić w sposób skoncentrowany, po litewsku czy po słowacku.
INTERIA.PL/PAP