Egzaminy zewnętrzne pojawiły się w Polsce w 1999 roku - wraz z wprowadzeniem gimnazjów. Funkcjonowały lub funkcjonują na trzech płaszczyznach - to matury, egzamin gimnazjalny oraz egzamin ósmoklasisty lub szóstoklasisty. Nad ich prawidłowym przebiegiem czuwa Centralna Komisja Egzaminacyjna podległa MEN. Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się egzaminom zewnętrznym. Na tapetę wzięła lata 2014-2018, czyli pięć edycji egzaminów. W tym czasie koszt funkcjonowania systemu wyniósł ponad 1 mld zł. NIK sprawdzała, czy egzaminy przebiegają "sprawnie, rzetelnie i prawidłowo", a także czy CKE działa "sprawnie, rzetelnie, zgodnie z przepisami". Wyniki kontroli pokazują, że NIK ma zastrzeżenia i sugeruje kilka zmian. Pierwszą miałaby być ewaluacja systemu po 20 latach od jego wprowadzenia. Inna zmiana miałaby natomiast polegać na dofinansowaniu działań CKE. Jeszcze inna na wpisaniu egzaminów wewnętrznych do systemu oświaty konkretnym aktem prawnym. Największą zmianą, proponowaną przez NIK, byłoby natomiast podniesienie progu zdawalności 30 procent. Obecny "niski próg zdawalności jest w wymiarze długofalowym szkodliwy dla polskiej oświaty, oddziałuje negatywnie na pracę dydaktyczno-wychowawczą szkoły i wpływa demotywująco na uczniów" - czytamy w raporcie. "Mogę być twarzą zmiany" - 30-proc. próg zdawalności został wprowadzony jako kiełbasa wyborcza Ligi Polskich Rodzin. 30-proc. zdawalność obniżyła jakość i prestiż matury jako egzaminu. Moglibyśmy podnieść prestiż i jakość matur przez podniesienie progu, co spowodowałoby, że państwo przestałoby rozdawać matury. Ludzie chcą dostawać coś za nic. Jeśli państwo nie chcecie zmian, nie chcecie podejmować odważnych decyzji, to deklaruję, że stanę się twarzą tej niepopularnej zmiany, ponieważ uważam, że podnieślibyśmy rangę egzaminu - mówił podczas posiedzenia komisji poseł Konfederacji Artur Dziambor. - Ręce opadają każdemu nauczycielowi. 30 proc. po prostu demotywuje uczniów. W większości systemów maturalnych to 60-65 proc. Egzamin potwierdzający kwalifikacje zawodowe to 50 proc., a matura to raptem 30 proc. - wtóruje mu Katarzyna Kretkowska z Lewicy. - Na czym wam zależy? Żeby szkoła była dobra? To się kupy nie trzyma i podstawowej logiki. Na studia idą ludzie, którzy w 30 proc. znają temat? To obniża rangę studiów wyższych. Będą nam budżet liczyć ci, którzy umieją to zrobić w 30 proc.? - zastanawiała się Kretkowska. W posiedzeniu komisji wzięła udział wiceminister Marzena Machałek, która krótko odniosła się do problemu przedstawionego przez NIK. - 30-procentowy próg jest oczywiście do dyskusji, ale to jest próg umowny. Czy chcemy blokować młodych ludzi? Koniec końców to uczelnia decyduje, kogo przyjmie na studia. Zależy nam na tym, by szkoła lepiej kształciła, ale nie blokowała - mówiła wiceminister Marzena Machałek. Przewodnicząca komisji Mirosława Stachowiak-Różecka zapewniła, że przyjdzie czas na szerszą dyskusję na temat jakości polskiej edukacji i możliwości zmian. Dodała, że wtorkowe posiedzenie ma się skupiać głównie na raporcie NIK, czym niejako zamknęła temat podwyższenia 30-proc. progu.