USA: Floryda z najniższą liczbą zakażeń. Liczba infekcji spadła o 90 procent
Floryda, która przed dwoma miesiącami notowała duży wzrost liczby przypadków, ma dziś najniższy wskaźnik przypadków COVID-19 w przeliczeniu na mieszkańca w USA. Sukces osiągnęli, pomimo że działali bez nakazu szczepień, bez obowiązkowych masek w szkole i bez ograniczeń w biznesie, a życie po prostu toczyło się dalej - informuje "New York Post".
"Razem ze swoim nowym naczelnym chirurgiem, Josephem Ladapo, Ron DeSantis podejmuje decyzje oparte na danych, a nie impulsywne, wynikające z niesłusznego strachu" - pisze dziennik "New York Post".
"Na przykład w zeszłym miesiącu w Nowym Jorku gubernator Kathy Hochul nakazała z powrotem założyć dwulatkom maski, pomimo wszystkich danych wskazujących, że jest to niepotrzebne. W Nowym Jorku niedługo stracimy pracowników sanitarnych, policjantów i strażaków z powodu obowiązkowych szczepień, mimo że nie wykazano, że paszport szczepionkowy wpływa na zmniejszenie liczby przypadków COVID-19" - przekonuje Karol Markowicz, autorka artykułu.
Podkreśla, że "kraj potrzebuje dawki gubernatora Florydy Rona DeSantisa do walki z COVID-19" i przypomina, że kiedy latem Floryda notowała wysoką liczbę zakażeń, prasa i inni przeciwnicy strategii przyjętej przez DeSantisa, nieustannie informowali o liczbie nowych przypadków w stanie. "Teraz, gdy strategia DeSantis zadziałała, po cichu ruszyli dalej, nie przyznając, że ich przewidywania dotyczące zagłady były błędne" - zaznacza Markowicz.
Spadek o 90 procent
Na Florydzie zakażenia w przeciągu dwóch miesięcy spadły o 90 procent, pomimo że władze nie wprowadziły nakazu szczepień i są mu zdecydowanie przeciwne, a przedsiębiorstwa działają bez żadnych ograniczeń w biznesie. Nie ma również wymogu noszenia maseczek w szkołach i innych miejscach publicznych, a "życie po prostu toczy się dalej" - zauważa dziennik.
Tymczasem jeszcze w połowie sierpnia na Florydzie notowano najwyższe w skali kraju wskaźniki zachorowań w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Dzienna średnia liczby infekcji wynosiła wówczas 25 tysięcy przypadków.
Ron DeSantis przekonywał wtedy, że duża liczba zakażeń wynika z przebywania ludzi w zamkniętych i klimatyzowanych pomieszczeniach, w których zamknięty jest przepływ powietrza. Pośrednią przyczyną było więc - zdaniem polityka - upalne lato panujące we wspomnianym okresie na Florydzie. Teraz, kiedy jest zimniej, ludzie przebywają więcej na zewnątrz i wirus nie ma już takich możliwości namnażania - wyjaśniał niedawno gubernator.
Sytuacja na Florydzie
Na Florydzie wykryto w ostatni czwartek 2292 zakażenia, a na COVID-19 zmarła jedna osoba. Tygodniowe dane pokazują, że średnia zakażeń spadła do poziomu najniższego od 24 czerwca i wynosi obecnie 1731 na dzień. To pokazuje, że na każde 100 tys. osób jest tam zgłaszanych jest średnio osiem nowych przypadków koronawirusa.
Ponadto Floryda spadła również w rankingu średniej dziennej liczby zgonów. Teraz notuje się na jej obszarze 0,53 zgonu na 100 tys. mieszkańców. To oznacza, że stan zajmuje 17. miejsce w USA pod względem liczby zmarłych z powodu COVID-19.
Pomimo braku nakazu szczepień na Florydzie przynajmniej jedną dawkę preparatu przeciw COVID-19 przyjęło 68,9 proc. ludności, a w pełni zaszczepionych jest 59,6 proc. populacji. Władze nie zamierzają zmieniać swoich decyzji odnośnie obowiązku szczepień.
Wprowadziły również surowe kary dla instytucji i przedsiębiorców wymagających od klientów i petentów paszportu szczepionkowego oraz noszenia maseczki. Firmom zabroniono również weryfikacji statusu szczepienia pracowników i zwalniania ich za nieprzyjęcie preparatu. - Nie będziemy odmawiać ludziom możliwości zarabiania na życie na podstawie ich decyzji o zastrzyku - powiedział De Santis.