Prawdziwi bohaterowie pod biało-czerwoną flagą
W miniony weekend byliśmy pod Nanga Parbat, śledziliśmy kolejne doniesienia z wyprawy ratunkowej, trzymaliśmy kciuki za Adama Bieleckiego i Denisa Urubko, którzy szli po Elisabeth Revol i Tomasza Mackiewicza, wsłuchiwaliśmy się w opinie kolejnych ekspertów.
To było wydarzenie jak z podręcznika dziennikarstwa. Po prostu, człowiek XXI wieku potrzebuje wielkich wydarzeń, potrzebuje bohaterów, chce obserwować ich walkę, na żywo, chce włączyć emocje. Tu wszystko miał. Jak w pigułce.
Miał wielkie góry, zimą, z temperaturami minus 50 stopni i wiatrem wiejącym z prędkością 60 km na godzinę. I pionowymi, oblodzonymi ścianami. To nie jest miejsce dla ludzi...
Miał dwójkę śmiałków, Francuzkę i Polaka, którzy porwali się na zdobywanie Nanga Parbat, zdobyli ją, i których siły opuściły. Z braku tlenu, z zimna. Skazani na śmierć? Nie, bo w okolicy była inna wyprawa, na K-2, i grupa bohaterów ruszyła na pomoc. Porzucili swoje marzenia, żeby ratować. Przerzuceni śmigłowcem, wspinali się w nocy, kilometr, oblodzonym kominem, w górę. Udało się, uratowali Elisabeth Revol, wycieńczoną, z odmrożeniami, bez szans na samodzielne zejście. Nie uratowali Tomasza Mackiewicza. Który był kilometr wyżej, niemal sparaliżowany, oślepiony. Twardo ocenili swoje możliwości i szanse.
Mamy więc tragedię, śmierć polskiego himalaisty, mamy sukces - uratowanie jego towarzyszki, wielkie bohaterstwo, poświęcenie dla innych, i jeszcze jeden sukces - fantastyczne, budzące podziw w świecie, tempo polsko-rosyjskiej grupy.
Oto wielkie wydarzenie, na pewno przerastające zwykły sport...
Bo czym jest himalaizm?
Naprawdę, nie potrafię nazwać tego sportem, bo to coś znacznie większego. To - użyję często przywoływanego określenia - wojna z górą, wojna z samym sobą. I przede wszystkim - przełamywanie kolejnych barier ludzkich możliwości.
Jest w tym piękno. I jakie to ludzkie!
Bez sensu są utyskiwania - po co tam idą, co im odbija, chorzy ambicjonerzy, kto ich będzie ratował, chorzy samobójcy, i tak dalej... Pełno było tego na internetowych forach. Ech! Gdyby ludzkość słuchała tego typu opinii, to do dziś siedzielibyśmy w jaskiniach. Pewnie byłoby nam swojsko i bezpiecznie, ale chyba warto było z tej jaskini wyjść...
Warto było przepłynąć oceany, odkryć nowe krainy, zdobyć najwyższe góry, biegun północny i południowy, przejść pustynię, wylądować na Księżycu... Jest w naturze człowieka coś, co go pcha do kolejnych wyzwań, do zdobywania. To wszystko jest znaczone śmiercią - żeglarzy, podróżników, zdobywców... Samych Polaków, w Himalajach i Karakorum, zginęło prawie sześćdziesięciu. Jest więc krew, ale jest też pot i są łzy. Bo kolejny szczyt, kolejne wejście, nie przychodzi ot tak, łatwo. Wymaga miesięcy, a nieraz i lat przygotowań, wysiłku całych zespołów, starannego planowania i współdziałania. Czytam relacje z zimowej wyprawy na K-2. Przecież uderza mnie, że nie jest to pospolite ruszenie, na zasadzie - jakoś to będzie, kupą mości panowie, tylko - niczym rajd komandosów - szczegółowo przygotowane przedsięwzięcie. I kto tu chce mówić, że Polacy nie potrafią się zorganizować!
Sprzęt, organizacja, doświadczenie, dobór drużyny... Żeby zminimalizować ryzyko. Nie, to nie jest tak, że w Himalaje idą jacyś szaleńcy, to są zawodowcy. To nie są Janusze, którzy w adidasach wybierają się na Orlą Perć.
Człowiek ma taką naturę, że chce być czynny. Każdy na miarę swoich ambicji i możliwości. Jednym wystarcza gra na komputerze (współczuję), inni zakładają cięższe zbroje. Stefania Sempołowska mówiła, że świat stoi dzięki tym obliczalnym, poukładanym, ale tylko ci szaleni pchają go naprzód. Jacy szaleni? Zdobywcy! I ci, co zdobywają to co było niezdobyte, i ci co poszerzają obszar naszej wiedzy, naszych umiejętności. Odkrywcy, wynalazcy.
Świat współczesny, świat mediów, szuka wciąż tego, co przyciąga uwagę. Stąd kariery różnorakich celebrytów, wyróżniających się słownictwem polityków, skandalistów i tak dalej. Człowiek, gatunek stadny, zawsze chce patrzeć na innych. Chce mieć jakiś punkt odniesienia, chce mieć także swoich bohaterów. Nie zachwyca mnie to, ale i nie gorszy. Po prostu, taki jest świat, i tacy są ludzie.
W ten weekend przez ten medialny szum, przez te różne sztuczne maski, przebiło się wydarzenie autentyczne. I prawdziwi bohaterowie. Pod biało-czerwoną flagą.