Miałem kilka dni temu na ten temat ciekawą dyskusję z Michałem Karnowskim z "Sieci". Rzecz działa się w "Debacie Dnia" u red. Krzysztofa Świątka w Polskim Radiu 24. Karnowski przedstawił tam następujący scenariusz. Opozycja wygrywa i robi coś w rodzaju "wielkiego audytu" Polski PiS. Audyt nie jest oczywiście audytem w sensie ścisłym tylko rodzajem politycznego show. Trochę takim jak zrobiła Zjednoczona Prawica po wyborach 2015 roku - tyle że dużo większym. Nowy rząd ogłasza, że PiS Polskę "zrujnował", "zadłużył", "rozkradł" i "cofnął w rozwoju". Ten przekaz puszczony zostaje w obieg przy pomocy sympatyzujących z opozycją mediów komercyjnych. A PiS nie może już im przeciwstawić kontrnarracji, bo traci media publiczne. Na tak oczyszczonym polu Zjednoczona Opozycja (teraz już w koalicji rządowej) zaczyna "wielkie ratowanie Polski". Wycofując się lub psując większość PiSowskich zmian w myśleniu o gospodarce. Obcięte będą wszystkie 13. i 14. emerytury ("bo nas nie stać"), wygaszona dynamika wzrostu płacy minimalnej ("bo napędza inflację"), a 500+ zostaje. Ale popsute poprzez wprowadzenie jakiegoś kryterium dochodowego lub odcięcia świadczenia tym, którzy nie pracują. Powraca też pomysł prywatyzacji gospodarki. Żeby nikogo w przyszłości nie kusiło wykorzystywać Orlen albo PKO BP do swoich "partyjnych celów". Z grubsza wracamy więc do tego, co było przed 2015. PiSowska korekta nadwiślańskiego neoliberalizmu zostaje cofnięta. To samo zrobili Gierkowi Rozumiem naszkicowany tu przez Karnowskiego scenariusz rozwoju wypadków. W sumie mamy nawet w nowszej polskiej historii przykłady stosowania dokładnie takich schematów. Przecież właśnie coś takiego zrobili ekipie Gierka jej następcy od Kani i Jaruzelskiego. Też szybko po przejęciu władzy uruchomili machinę propagandową państwa, która zaczęła przekonywać Polaków, że Gierek "rozkradł" i "zadłużył". Oni wtedy poszli jeszcze dalej, bo swoich byłych kolegów pozamykali (sam Gierek spędził w obozie internowania ładnych parę miesięcy) i wytoczyli im pokazowe procesy. Z tych procesów nic nie wyszło. Ale przekonanie, że Gierek jest wyłącznym winnym zapaści gospodarczej lat 80. pozostało w wielu głowach do dziś jako obiektywna i niekwestionowana prawda, którą poważa bezwiednie wielu myślących ludzi. Nawet nie wiedząc, że lecą przekazem propagandystów junty wojskowej komunistycznych generałów. Mnie się jednak wydaje, że w roku 2023 ten schemat się nie powtórzy. I nie chodzi tylko o to, że nawet po przejęciu władzy "demokratyczna" (jak sama lubi się górnolotnie nazwać) opozycja nie wróci do swojego monopolu medialnego, który miała przed rokiem 2015. Ważniejsze jest coś innego. Niemożliwym będzie wprowadzenie opinii publicznej w stan powszechnego rozedrgania z powodu "PiSowskiej katastrofy gospodarczej". A to z tego powodu, że ta katastrofa się w prawdziwym świecie po prostu nie wydarzy. Polska w roku 2023 nie stoi bowiem nad żadną przepaścią ekonomiczną. Owszem, istnieją problemy i wyzwania: wojna na Ukrainie, drogie surowce, inflacja, słaba koniunktura na Zachodzie. Ale to nigdzie nie jest nawet cień nadciągającej katastrofy. Mieliśmy być "drugą Grecją" Owszem, katastrofę można obwieścić. Media antyPiSowskie robią to zresztą uparcie od roku 2015. Mieliśmy już być od tamtej pory "drugą Grecją" i "trzecią Wenezuelą" i "czwartą Turcją". Ale to się nie zdarzyło. Bo katastrofy nie można "zadekretować", gdy przeczą jej wszystkie fakty. Jeśli PiS odda władzę w roku 2023, to finanse publiczne będą na poziomie o niebo lepszym niż w większości krajów zachodnich. Podobnie zadłużenie prywatne. Kurs waluty dość stabilny. A jeśli już patrzeć w perspektywie dekady, to z lekką tendencją długofalowego słabnięcia złotego, co bardzo cieszy polskich eksporterów. Inwestycje zagraniczne zamiast uciec z Polski pobiły w 2022 kolejny rekord. Płace realne (po uwzględnieniu inflacji) urosły w minionych ośmiu latach o jakieś 50 proc. Podczas gdy w tym samym okresie w wielu krajach zachodnich stały w miejscu. Produktywność w górę o 30 proc. I tak dalej. Nie, zdecydowanie nie tak wygląda katastrofa. Bo katastrofą można - powtórzmy to - straszyć i ją obwieścić. Ale nie można jej zadekretować. Zwłaszcza w kraju demokratycznym. O pluralistycznym obiegu opinii. Którym to krajem dziś w roku 2023 jesteśmy. I którym - miejmy nadzieje - pozostaniemy także w przyszłości. Niezależnie od tego, kto te wybory wygra.