Breivik, Hoess i inni
Anders Breivik oskarżył Norwegię o nieludzkie traktowanie w więzieniu. Breivik skarżył się na rozmaite - jego zdaniem, mające charakter represji - rygory uwięzienia. Sąd wydał wyrok i przyznał mu rację w niektórych z tych zarzutów.
Wielokrotny zabójca z Oslo i z wyspy Utoya, skazany w 2012 roku na karę 21 lat więzienia, wysunął całą litanię zarzutów na warunki, w jakich jest przetrzymywany w więzieniu: od nie dość ciepłej kawy i nie dość grubej warstwy masła na kanapkach, poprzez izolację od innych więźniów, skończywszy na częstych rewizjach w celi i nocnym budzeniu ze snu.
Sąd nie uznał za słuszne większości z tych zarzutów. W szczególności nie zakwestionował kontroli korespondencji skazanego i niedopuszczania do widzeń jego politycznych sympatyków. Trzeba bowiem pamiętać, że Breivik otwarcie głosi swoje poglądy polityczne, w imię których zabił w 2012 roku 77 osób. Zapowiada, że będzie do końca życia walczył o swoje ideały i grzmi z celi więzienia, że uniemożliwianie mu kierowania neonazistowską partią jest ograniczaniem jego praw obywatelskich. Tego rozumowania sąd nie podjął, podzielając - jak można domniemywać - racje rządu i służby więziennej, które zgodnie twierdzą, że tego rodzaju restrykcje są potrzebne, gdyż w przeciwnym razie grożą Norwegii nowe zamachy terrorystyczne, tym razem w wykonaniu zwolenników Breivika.
Zarazem jednak sąd uznał za słuszne niektóre zarzuty osadzonego: ciągłe rewizje w celi i częste budzenie przez strażników sąd uznał za nieludzkie traktowanie, sprzeczne z Europejską Konwencją Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. "Zakaz nieludzkiego i degradującego traktowania jest fundamentalną wartością w społeczeństwie demokratycznym. Dotyczy on także traktowania terrorystów i zabójców" - stwierdził sąd i trudno byłoby to kwestionować bez zakwestionowania fundamentów zachodniej kultury prawnej. Tu chciałbym się zatrzymać, żeby przywołać dość - jak mi się wydaje - masowy w Polsce sprzeciw wobec wyroku norweskiego sądu. Jak to - powiada się - ten morderca ma czelność skarżyć państwo, które potraktowało go tak wielkodusznie, a sąd przyznaje mu rację? Otóż, sądzę, że taka opinia jest zbyt pospieszna.
To prawda, że Breivik dostał karę (21 lat) nieproporcjonalnie małą w stosunku do czynu, którego się dopuścił. To prawda, że jego warunki mieszkaniowe w więzieniu są bardzo dobre (sypialnia, gabinet do pracy, siłownia, telewizja, DVT, Playstation, maszyna do pisania). Ale sąd nie rozstrzygał w tym wyroku (jeszcze raz) wysokości kary i to nie sąd jest winien, że przepisy kodeksu karnego w tym kraju nie znają kary dożywocia lub kary zbliżonej (np. 60 lat więzienia). Zaś bardzo dobre warunki bytowe Breivika w więzieniu mają się nijak do jego skarg na złe traktowanie przez strażników. Sąd przecież nie mógł rozumować tak, jak niekiedy rozumuje vox poluli: może go tam czasem strażnicy za bardzo szturchają, ale skoro ma takie komfortowe mieszkanie na koszt podatnika, to bilans wychodzi na zero. Nic nie wychodzi na zero, sąd musi rozstrzygać w przedmiocie zarzutów, abstrahując od kwestii, które z nimi nie mają nic wspólnego.
Pytanie centralne, na które - jak sądzę - sąd praworządnego państwa musi sobie w takim procesie odpowiedzieć, jest następujące: czy ograniczenia wolności, jakie spotykają skazanego w więzieniu, są, czy też nie, konieczne dla wypełnienia celów kary oraz czy nie są sprzeczne z humanitarnymi zasadami prawa, które dotyczą także skazanych. Jasne, że między tymi porządkami zachodzi sprzeczność i sąd musi próbować je pogodzić. Celem kary jest w tym wypadku przede wszystkim niedopuszczenie do dalszego szkodzenia przez skazanego bezpieczeństwu państwa, a dalej resocjalizacja skazanego. Cenzura listów i niedopuszczanie do wizyt w więzieniu zwolenników politycznych Breivika służą temu celowi i nie są wyrazem nieludzkiego traktowania. Nocne budzenie więźnia chyba nie ma związku z bezpieczeństwem państwa, a jest traktowaniem nieludzkim. I teraz, vox populi powie: jaka jest waga nocnego budzenia faceta, który wcześniej z zimną krwią zamordował 77 osób? Ale sąd nie może tak rozumować, sąd musi te sprawy oddzielać, inaczej stoczymy się w otchłań systemu prawa karnego jako odpłaty ("co Breivik zrobił niewinnym ludziom, teraz państwo powinno zrobić Breivikowi, ząb za ząb - oko za oko).
Przypomnę rok 1947 i proces wielkiego kalibru zbrodniarza, jakim bez wątpienia był Rudolf Hoess, komendant obozu w Auschwitz. Otóż, sędzia Alfred Eimer, przewodniczący składu sędziowskiego w tym procesie, powiedział przed jego rozpoczęciem: Obywatele Sędziowie! Pomni wielkiej odpowiedzialności naszej wobec zmarłych i żywych, nie traćmy z oczu tego, o co toczył się bój miłujących wolność narodów. Poszanowanie godności człowieka stanowiło ten wielki cel, niechże będzie ono również udziałem oskarżonego, bowiem przed Sądem staje przede wszystkim człowiek. A ks. Manfred Desselers pisząc po latach książkę o Hoessie ("Bóg a zło: w świetle biografii i wypowiedzi Rudolfa Hossa, komendanta Auschwitz", WAM, Kraków 1999) przytoczył uwagę Hoessa, który miał powiedzieć, że tym, co go najbardziej zaskoczyło w polskim więzieniu, było właśnie traktowanie go jak człowieka.
Tej lekcji nie wolno zapomnieć dzisiaj, konfrontując się z - to prawda: nieznanym dotąd w tej skali - wyzwaniem terroryzmu. Trzeba wiele zmienić, poczynając od legislacji prawo-karnej, ale czyniąc to nie można wylewać dziecka z kąpielą. Ostatecznie, czymś się różnimy od wrogów wolności.