Na czym polegał eksperyment w Göteborgu? Otóż w domu seniora Svartedalen wprowadzono 6-godzinny dzień pracy dla pielęgniarek; dodajmy - bez obniżki płac. Spowodowało to konieczność zatrudnienia 17 dodatkowych pracowników, by zapewnić nieprzerwaną opiekę nad seniorami. Za punkt odniesienia przyjęto podobnej wielkości dom seniora Solängens, gdzie pielęgniarki pracowały osiem godzin. Eksperyment, który rozpoczął się w styczniu 2015 roku, a zakończył w grudniu 2016 roku, uważnie obserwowały nie tylko władze Göteborga, ale także szwedzki rząd. - Finalny raport ukaże się na wiosnę, ale mogę już mówić o wynikach z 18 miesięcy. Po 18 miesiącach pracy w 6-godzinnych zmianach pracownicy oceniają swoje zdrowie o ponad 30 punktów proc. lepiej. Czują się też mniej zestresowani i mniej zmęczeni. To bardzo ważne szczególnie w przypadku pielęgniarek, ponieważ wpływa to bezpośrednio na jakość opieki nad pacjentami - w tym przypadku osobami starszymi, które również odczuły wyraźną poprawę - komentuje dla Interii Bengt Lorentzon. 75 proc. pielęgniarek w Svartedalen pozytywnie oceniło poziom skupienia i koncentracji przy zaledwie 38 proc. w Solängens. 72 proc. pracownic Svartedalen potwierdziło, że w pracy odczuwa spokój, podczas gdy w Solängens tylko 45 proc. Pracodawców zainteresuje z pewnością fakt, że pielęgniarki w Svartedalen faktycznie pracowały przez 89 proc. czasu spędzanego w pracy - o 5,6 proc. więcej niż pielęgniarki z Solängens. Ponadto uczestniczki eksperymentu dużo rzadziej brały zwolnienia lekarskie, co koresponduje z ich oceną własnego stanu zdrowia. Jak wskazuje Lorentzon, pielęgniarki ze Svartedalen wykazywały znacznie większą ochotę do pracy, uczenia się i pomagania sobie nawzajem. Można więc uznać, że 6-godzinny dzień pracy sprzyja również pogłębianiu więzi społecznych i budowaniu społecznego kapitału. Ponadto pielęgniarki ze Svartedalen organizowały dla seniorów aż o 80 proc. więcej zajęć niż w Solängens. - Nasze badania dot. 6-godzinnego dnia pracy są jak dotąd jedynymi w Szwecji. Dodajmy, że w Göteborgu trwa drugi eksperyment, w którym biorą udział pielęgniarki ze szpitala uniwersyteckiego. Raport z tego eksperymentu również zostanie opublikowany w tym roku - powiedział nam Bengt Lorentzon. - Czeka nas duża polityczna debata, zwłaszcza teraz, kiedy politycy dostaną do ręki wyniki badań, konkretne dane - dodał nasz rozmówca. Możemy być pewni, że eksperyment nie przejdzie bez echa. Jak mówi Bengt, politycy - również rządowi - bardzo mocno interesują się jego badaniami. Radny Göteborga Daniel Bernmar już prowadzi kampanię na rzecz powszechnego wprowadzenia 6-godzinnego dnia pracy. Nie tylko pielęgniarki Bengt Lorentzon jako pierwszy zbadał 6-godzinny dzień pracy zgodnie z zasadami nauki, jednak eksperymentalne skracanie czasu pracy na własną rękę przeprowadzili niektórzy szwedzcy pracodawcy. I nie żałują. Już 13 lat temu 30-godzinny tydzień pracy (podkreślmy raz jeszcze - za "pełną" pensję) dla części zatrudnionych wprowadziła szwedzka Toyota. W ślady Toyoty poszły również takie firmy jak Filimundus (aplikacje mobilne), Brath (usługi SEO), a także amerykański Amazon, który na 6-godzinne zmiany zatrudnił swoich techników. We wszystkich tych przypadkach wnioski są zbliżone: pracownicy są zdrowsi, mniej zestresowani, bardziej kreatywni i zmotywowani. Dużo rzadziej dochodzi między nimi do konfliktów. Na domiar wszystkiego w przypadku niektórych profesji okazało się nawet, że w sześć godzin są w stanie zrobić więcej niż w osiem! Magnus Brath, założyciel Brath, podkreśla, że od czasu wprowadzenia 6-godzinnego dnia pracy przychody jego firmy wzrosły dwukrotnie i dziś Brath jest najszybciej rozwijającą się firmą SEO w Szwecji. "Przez sześć godzin wykonujemy więcej pracy niż podobne przedsiębiorstwa w osiem. Nikt nie jest w stanie być kreatywny i produktywny przez osiem godzin z rzędu. Sześć godzin jest dużo bardziej rozsądne, choć my przecież również sprawdzamy Facebooka czy informacje" - zaznacza Magnus Brath. Konsekwencje dla systemu Jak wylicza Bengt Lorentzon, wprowadzenie 6-godzinnego dnia pracy z początku będzie finansowym obciążeniem dla pracodawców, zwłaszcza tych, którzy będą musieli zatrudnić więcej osób (sklepy, kawiarnie, urzędy itd.). W Göteborgu koszty zatrudnienia dodatkowych pielęgniarek wyniosły przez 18 miesięcy blisko 10 milionów koron. Ale, jak wskazuje Lorentzon, zmniejszają się jednocześnie koszty opieki społecznej. 6-godzinny dzień pracy trochę siłą, ale jednak skutecznie zmniejszy bezrobocie. Jeżeli natomiast, jak dowodzą pierwsze przykłady, pracownicy faktycznie stają się kreatywniejsi, efektywniejsi i zdrowsi, w dłuższej perspektywie pracodawcy mogą na 6-godzinnym dniu pracy tylko zyskać. Ile pracujemy NAPRAWDĘ? Teoretycznie na pełnym etacie pracujemy w Polsce 40 godzin tygodniowo. W praktyce jednak - biorąc pod uwagę czas realnie spędzany w pracy, a także urlopy, dni wolne - liczba przepracowanych przez nas godzin jest dużo, dużo większa niż w innych państwach Unii Europejskiej. W całym 2015 roku tzw. statystyczny Polak pracował średnio przez 1963 godziny. W Unii Europejskiej dłużej zasuwali tylko Grecy - 2042 godziny. Cała reszta mniej! Biorąc pod uwagę, że w tym samym czasie Niemcy przepracowali średnio 1371 godzin, Norwegowie 1424 godziny, Duńczycy 1457 godzin, a Francuzi 1482 godziny (tu znajdziecie komplet danych), trudno uciec przed wnioskiem, że tam, gdzie pracuje się mniej, poziom życia jest wyższy, a gospodarka silniejsza. Co tu jest przyczyną, a co skutkiem? Poziom życia wyższy, bo pracuje się mniej czy też pracuje się mniej, bo gospodarka tak silna i nowoczesna, że możemy sobie na to pozwolić? Nie musimy rozstrzygać tej wątpliwości, wystarczy, że ograniczymy się do następującej konkluzji: radykalnie krótszy niż w Polsce realny czas pracy jak widać nie prowadzi do żadnej gospodarczej katastrofy. Powiedzą, że się nie da Wszystkie możliwe związki przedsiębiorców, wszystkie neoliberalne think tanki, przemawiający z wyżyn swojego autorytetu Leszek Balcerowicz - oni wszyscy powiedzą, że 6-godzinny dzień pracy jest absolutnie niemożliwy do wprowadzania, że gospodarka się zawali, że przedsiębiorstwa poupadają. Tak samo mówiono, gdy na początku XIX wieku pojawił się postulat 10-godzinnego dnia pracy. 10 godzin? Szaleństwo, absolutnie niemożliwe, w głowach się poprzewracało. Szwaczki muszą przecież pracować po kilkanaście godzin, to oczywiste, inaczej wszystko się rozsypie - zdawali się grozić kapitaliści. Dziś aż trudno uwierzyć, że gdy w 1835 r. w Ameryce strajkowali irlandzcy górnicy, na sztandary wzięli hasło "Od szóstej do szóstej", domagając się 10-godzinnego dnia pracy i dwóch godzinnych przerw na posiłek. Gdy w 1866 r. w Genewie wybrzmiał postulat 8-godzinnego dnia pracy, kapitaliści znów pukali się w czoło. A jednak na początku XX wieku 8-godzinny dzień pracy stał się nowym standardem praw pracowniczych. I tak minęło 100 lat. Przez ten czas zmieniło się wszystko, zmieniły się zwłaszcza technologie, a my wciąż pracujemy osiem godzin dziennie. 100 lat później czas na rewizję. Zwłaszcza nad Wisłą, gdzie, jak pokazują badania, pracuje się wyjątkowo długo i wyjątkowo niekomfortowo - w stresie, w atmosferze mobbingu, za marne pieniądze. Nikt nam jednak tych sześciu godzin wspaniałomyślnie nie podaruje. Trzeba będzie je sobie wywalczyć. Zainstalowanie 6-godzinnego dnia pracy w debacie publicznej to pierwszy ku temu krok. Obserwuj autora na Facebooku