Premier Mateusz Morawiecki zobowiązał lekarzy rodzinnych do zbadania w ciągu 48 godzin każdego pacjenta, który zachorował na COVID-19, jeśli tylko ma 60 lat i więcej, niezależnie od potrzeby medycznej - na jego życzenie również w domu - przypominają lekarze rodzinni. "Błędna i szkodliwa decyzja" "Jest nas za mało, by temu sprostać - nie jesteśmy w stanie zapobiec postępującemu paraliżowi ochrony zdrowia, który na skutek tej błędnej i szkodliwej decyzji obejmie teraz także podstawową opiekę zdrowotną - znacznie pogorszając opiekę nad pacjentami z pozostałymi chorobami" - wskazuje w komunikacie Porozumienie Zielonogórskie zrzeszające lekarzy rodzinnych. Lekarze, w związku z rosnącą liczbą osób zakażonych koronawirusem, zmieniają harmonogramy pracy przychodni. Wprowadzają "godziny covidowe". "Godziny covidowe". Dwie godziny tylko dla pacjentów z COVID-19 - Mamy 150 metrów, jeden mały korytarz. Pacjenci nie mogą się mieszać. Nie da się zrobić inaczej, trzeba wprowadzić tak zwane godziny covidowe - mówi Interii Joanna Zabielska-Cieciuch, lekarka rodzinna z Białegostoku. W jej poradni od poniedziałku w godzinach 16-18 przyjmowani są pacjenci zakażeni koronawirusem, którzy wymagają badania fizykalnego. - Tuż przed 16 wszyscy ubieramy się w fartuchy, maski, przyłbice, aby się nie zarazić. Jak my się zarazimy, to kto tych pacjentów będzie leczyć? - pyta. Lekarka zapowiada też, że jeśli pacjentów covidowych będzie więcej, lekarze zaczną ich przyjmować od godziny 15. We wcześniejszych porach przyjmowane są osoby z innymi schorzeniami, a także osoby z infekcjami. Tu przychodnia od dawna działa w ten sposób, że każdy pacjent z objawami infekcji przyjmowany jest w specjalnie odizolowanym pomieszczeniu. - Wszystko na wypadek, gdyby zrobiony na miejscu test antygenowy wyszedł pozytywny. Oczywiście w momencie, w którym pacjent do nas dzwoni i zgłasza objawy infekcji od razu zlecamy testy, nie zapraszamy do przychodni. Ale są i tacy, którzy przyjeżdżają i nie myślą, że mogą mieć COVID-19 - dodaje. Codziennie nowe "godziny covidowe" Są też przychodnie, które nie ustalają stałych "godzin covidowych". Zmieniają je każdego dnia. Tak jest w podwarszawskiej poradni prowadzonej przez dra Michała Sutkowskiego. - Pacjenci dzwonią, a my ustalamy strategię na cały dzień. I tak codziennie. Sztywnych godzin nie ma, bo jednego dnia mamy tych pacjentów mniej, innego więcej. Nasz czas, możliwości kadrowe, są ograniczone, musimy być elastyczni - mówi nam lekarz. Podobnie jest w dwóch lubelskich przychodniach, w których pracuje dr Tomasz Zieliński, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego. Specjalny czas dla pacjentów z COVID-19 wyznacza pod koniec swojej pracy. - Jeśli liczba pacjentów z COVID-19 będzie dalej rosnąć lawinowo, to okaże się, że ja będę musiał zajmować się tylko osobami z covidem, bo na innych nie będę miał czasu. I te "godziny covidowe" będą musiały zostać znacznie wydłużone - podkreśla lekarz. I dodaje: - Ministerstwo zażyczyło sobie, abyśmy pracowali nie według zasad medycyny, a według rozpiski godzinowej, bo zakażonych pacjentów 60+ musimy zbadać w ciągu 48 godzin. To są sztywne godziny i trzeba pilnować, żeby na pewno taką osobę w tym czasie zbadać. Do tego dochodzą zakażone osoby młodsze, które wymagają badania w przychodni. Wyodrębniamy specjalnie dla nich czas, a zdarza się, że ci pacjenci nie przychodzą. W tym czasie nie mogę przyjąć innych, bez COVID-19, bo siedzę i oczekuję na tych zakażonych. Małe przychodnie i braki kadrowe Lekarze wyjaśniają, że istotne są też warunki lokalowe, a także możliwości kadrowe danej poradni. - W jednej przychodni mamy drugie dodatkowe wejście, którym wchodzą pacjenci zainfekowani - wskazuje Agata Sławin, lekarka rodzinna i wiceprezes Dolnośląskiego Związku Lekarzy Rodzinnych Pracodawców. Dzięki temu nie ma potrzeby wprowadzania "godzin covidowych". - Natomiast w drugiej przychodni, w której pracuję, warunki lokalowe już nie są tak dobre i tu rzeczywiście musimy rozdzielać to czasowo i przyjmować tych covidowych w innych godzinach niż pozostałych. Naczelna zasada jest taka, aby pacjenci byli bezpieczni, ale również, aby bezpieczny był personel - podkreśla. Wioletta Szafrańska-Kocuń, lekarka rodzinna z Lubelskiego Związku Lekarzy Rodzinnych, dodaje: - Mam dość dużą lokalowo przychodnię i dzięki temu zakażeni ze zdrowymi się nie mieszają. Zrobiliśmy w jednej części lokalu izolatkę, w której badani są pacjenci umawiani na konkretną godzinę. Ponadto pacjentów 60+, bo to głównie ich zgodnie z nowymi przepisami trzeba badać osobiście jeśli mają COVID-19, nie mam aż tak wielu. - Jeżeli zwiększy się liczba osób zakażonych przychodzących na badanie do poradni, to oczywiście takie stałe godziny wprowadzę - zapowiada. Pacjenci niezakażeni w "godzinach covidowych" Lekarze informują, że w czasie "godzin covidowych" pojawiają się w przychodni pacjenci, którzy nie są zakażeni koronawirusem. - To nie powinno się zdarzać - podkreśla Zabielska-Cieciuch. Dr Michał Sutkowski dodaje: - Każdy rygor powoduje bunt. Nie u wszystkich, część rozumie, że "godziny covidowe" muszą być wprowadzone, inni uważają, że jest to niepotrzebne. Chcą być przebadani tu i teraz. - My im tłumaczymy, że muszą opuścić przychodnię, bo jest to dla nich zagrożenie, nie zawsze to rozumieją - wskazuje dr Tomasz Zieliński. - Być może będziemy musieli wrócić do zamykania drzwi na klucz w czasie przyjmowania osób z koronawirusem, choć to jest źle odbierane społecznie - zapowiada. - Pacjenci, pamiętajcie, że przychodnie organizują godziny przyjęć tylko dla pacjentów z COVID-19. Jeśli nie jesteście zakażeni, nie przychodźcie wtedy do poradni. I przede wszystkim - zawsze umawiajcie się na wizyty - podsumowuje lekarz.