Formularz skieruje na test na COVID-19. Lekarze alarmują: Nie działa on odpowiednio
Utrata węchu i smaku nie wystarczą, by formularz skierował pacjenta na test w kierunku COVID-19. Tak samo kaszel, gorączka i duszność. Doktor Tomasz Zieliński, wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego, w rozmowie z Interią przyznaje, że kwestionariusz kieruje na test głównie "przypadki pewne". - Zgłosiłem problem ministrowi zdrowia. Obiecał przyjrzeć się sprawie - mówi lekarz.
Minister zdrowia Adam Niedzielski podczas poniedziałkowej konferencji ogłosił zmianę zasad dotyczących wykonywania testów na koronawirusa. Od teraz kontakt z lekarzem nie jest konieczny. - Jeśli mają państwo objawy koronawirusa albo mieliście kontakt z osobą zakażoną, możecie wypełnić formularz na stronie. Oddzwoni konsultant i wystawi skierowanie na test - mówił minister.
Kwestionariusz można wypełnić na stronie gov.pl/dom. Jednak dostanie się na test nie jest takie proste.
"Czy przebywałeś w bezpośredniej bliskości (twarzą w twarz) z osobą zakażoną wirusem SARS-CoV-2, w odległości mniejszej niż 2 m przez ponad 15 minut?" "Czy miałeś bezpośredni kontakt fizyczny z osobą zakażoną wirusem SARS-CoV-2?" - to dwa pierwsze pytania formularza. Jeśli pacjent nie miał kontaktu, lub o nich nie wie i zaznacza w obu przypadkach odpowiedź "NIE", prawdopodobieństwo dostania się na test jest bardzo niskie.
Po zaznaczeniu w dalszej części objawów: gorączka, kaszel, katar, nie jesteśmy kierowani na test.
Również po zaznaczeniu "upośledzonego węchu i smaku" na test nie zostaniemy skierowani.
Rozmawiamy z doktorem Tomaszem Zielińskim, wiceprezesem Porozumienia Zielonogórskiego. - W moim przekonaniu formularz, jeżeli ma do czegoś służyć, powinien prowadzić do postępowania zgodnego z wytycznymi. Dla mnie, jako lekarza, wytyczną na dzisiaj jest tak zwana definicja przypadku, czyli opracowanie przygotowane przez Głównego Inspektora Sanitarnego z 30 października zeszłego roku. Definicja ta wskazuje, kiedy podejrzewamy pacjenta, że może być zakażony i kiedy go testujemy - mówi na wstępie lekarz.
I wyjaśnia: - Mamy tam klasyfikację przypadków - łagodniejszą wersję, czyli przypadek możliwy, dalej przypadek prawdopodobny i przypadek potwierdzony. Dziwnym by było, gdyby formularz prowadził tylko do testowania przypadku pewnego, a trochę tak to teraz działa. Aby załapać się na test z formularza trzeba mieć naprawdę dużo objawów.
W jego ocenie kierowanie na test powinno opierać się przynajmniej na przypadku prawdopodobnym. - Taki pacjent "prawdopodobny" to każda osoba, która spełnia kryterium kliniczne, czyli ma np. gorączkę, kaszel lub duszność, a także kryterium epidemiologiczne, czyli miała bliski kontakt z osobą zakażoną lub każda osoba spełniająca tylko kryterium kliniczne w postaci nagłej utraty smaku lub węchu. Jeżeli ktoś wybierze utratę węchu lub smaku w formularzu powinien być zakwalifikowany, nawet jeśli nie spełnia kryterium epidemiologicznego, czyli nie miał kontaktu z zakażonym - stwierdza dr Zieliński.
- Tak się nie dzieje, sprawdziłem to. Wpisałem w formularz m.in. objawy pięciu pacjentów, których zakwalifikowałem wczoraj na test. Żaden z nich, według formularza, nie musiał na test się skierować. Co więcej, mam już wyniki trzech z tych pięciu osób - tylko jeden pacjent jest negatywny, pozostali są zakażeni koronawirusem - dodaje lekarz.
Problem z formularzem zauważyli też inni lekarze.