Mimo że Przemysław Czarnek stwierdził, że najpilniejsze potrzeby nowego resortu związane są z walką z COVID-19, po jego pierwszych decyzjach można odnieść nieco inne wrażenie. Wiele wskazuje na to, że sztandarowym projektem Czarnka jako ministra edukacji i nauki będzie reforma podstawy programowej. W dniu zaprzysiężenia prezydent Andrzej Duda mówił m.in., że "w systemie edukacji jest wiele takich treści, co do których polskie rodziny mają ogromne wątpliwości, czy chciałyby, żeby w ten sposób były edukowane ich dzieci". Po jasnych deklaracjach ważnych polityków Prawa i Sprawiedliwości, jak m.in. Ryszarda Terleckiego, który mówił kilka tygodni temu, że po "dobrze przeprowadzonej organizacyjnie reformie edukacji trzeba ją pchnąć programowo", nowy minister edukacji ma zacząć działać. I zaczął. Jego pierwsza decyzja to odwołanie Aliny Sarneckiej z funkcji dyrektora Departamentu Podręczników, Programów i Innowacji. To wieloletnia urzędniczka resortu edukacji, która przetrwała wszystkie zmiany. Została zatrudniona przy al. Szucha jeszcze w 2001 roku za kadencji Krystyny Łybackiej. Kolejni ministrowie, a było ich w tym czasie dziewięcioro, ufali Sarneckiej, która odnajdywała się zarówno w rządach lewicowych, jak i prawicowych. Co więcej, gdy Anna Zalewska zabrała się za reformę oświaty, kluczową rolę przypisała właśnie Sarneckiej. Powołała ją na stanowisko dyrektora departamentu i w zasadzie to ona była odpowiedzialna za zmianę podstawy programowej, która dokonała się trzy lata temu. Odszedł na własną prośbę Na początku października z resortem edukacji pożegnał się też Rafał Lew-Starowicz, który pełnił funkcję zastępcy Sarneckiej. Syn znanego seksuologa Zbigniewa Lew-Starowicza odpowiedzialny był za informatyzację i innowacje. Z resortu odszedł na własną prośbę i zaangażował się w działalność fundacji EdTech Poland. Lew-Starowicz to polski delegat do Komitetu Polityki Edukacyjnej OECD, ekspert Agencji Komisji Europejskiej: Research Executive Agency, Innovation and Networks Executive Agency oraz członek Zespołu Edukacji Medialnej przy Komitecie Badań Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. Wobec tego resort edukacji, zaledwie w ciągu kilkunastu dni, traci więc dwóch specjalistów odpowiedzialnych za podstawy programowe i cyfryzację w szkołach. W kierownictwie departamentu pozostała jedynie Roksana Tołwińska, która tymczasowo przejęła obowiązki Sarneckiej i Lew-Starowicza. Jednocześnie nowy minister ma dwa interesujące i kluczowe wakaty do obsadzenia. Wydaje się, że w pierwszej kolejności sięgnie po sprawdzonych współpracowników z czasów pełnienia funkcji wojewody lubelskiego. Czarnek, w poszukiwaniu specjalistów, ma też sondować rynek lubelskich uczelni wyższych. "To fatalna zmiana" Czego zapowiedzią są pierwsze decyzje nowego ministra? Zapytaliśmy byłych ministrów edukacji. Krystyna Szumilas (minister edukacji w rządzie Donalda Tuska w latach 2011-2013): - Na miejsce dyrektor Sarneckiej przyjdzie osoba, która ślepo będzie realizować wizję szkoły ministra Czarnka. Szkoły wrogiej wszelkim przejawom indywidualności i nieżyczliwej dziewczętom, uczącej bezrefleksyjnego odwzorowywania zachowań i nieprzychylnej inności. Szkoła ministra Czarnka będzie narzędziem walki politycznej i ideologicznej, a nie miejscem, w którym uczy się współpracy, akceptacji i wiedzy opartej na faktach. Edmund Wittbrodt (minister edukacji w rządzie Jerzego Buzka w latach 2000-2001): - Nie wiem, jaki był powód odwołania, ale być może wiąże się z planowaną zmianą podręczników w kierunku, z jakim pani dyrektor mogłaby się nie zgodzić. Ta zmiana przygotowuje sobie grunt - usuwa się ludzi niezależnych, by dać swoich, realizujących wizje ministra. To fatalna zmiana. Nowy minister, z tego co pokazuje, będzie stawiał na szkołę ideologiczną. Mniej będzie interesowało go to, co dzieje się w świecie współczesnym, za to będzie cofał szkołę. A to nie ten świat. Łukasz Szpyrka