W niedzielę 13 lutego pani Anna z Poznania przeglądała internet w poszukiwaniu wymarzonego miejsca na wakacje. Jej uwagę przykuła zamieszczona na stronie booking.com oferta apartamentu w Chorwacji. - Pokój w hotelu na starówce w Splicie. Oferta dość korzystna cenowo, ze śniadaniem. Apartament nie miał jeszcze żadnych opinii, reklamowano go jako nowość, nie wymagano żadnych zaliczek, a płatność miała być na miejscu - opowiada Interii pani Anna. Dokończenie transakcji na WhatsAppie. "Luksusowa taksówka i podejrzany link" Kobieta dokonała rezerwacji. - Natychmiast dostałam na bookingu wiadomość, pisaną po angielsku, że za chwilę skontaktuje się że mną na WhatsAppie pracownik hotelu, aby dogadać szczegóły naszego pobytu - opowiada kobieta. I dodaje: - To nie wzbudziło moich podejrzeń, bo po otrzymaniu potwierdzenia rezerwacji dostaje się numer telefonu i maila do gospodarza, on też ma mój numer, może więc mnie dodać do kontaktów na WhatsAppie i tak się ze mną skontaktować - wyjaśnia pani Anna. Kilka minut później na telefonie poznanianki pojawiły się pierwsze wiadomości. Wynajmujący zaproponował "transfer gości VIP" z lotniska do hotelu za dodatkową opłatą 15 euro. Wysłał też link służący do ostatecznego potwierdzenia rezerwacji. "Aby zakończyć rezerwację, musisz zweryfikować swoją kartę bankową. Wynika to z ostatnich postępów kraju w zakresie ochrony przed zakażeniem koronawirusem" - czytamy w przesłanej razem z linkiem wiadomości. I to wzbudziło niepokój u pani Anny. Bo nie dość, że wszystkie wiadomości chorwacki hotel nagle zaczął pisać już nie po angielsku, ale po polsku, to jeszcze poprosił o kliknięcie w nieznany zewnętrzny link. - Zorientowałam się, że coś jest nie tak. Napisałam, że nie ma mnie teraz w domu i nie mam przy sobie karty. W momencie kiedy odpisywali: "Jasne, wobec tego będziemy czekać", ja pisałam do serwisu booking.com z opisem sytuacji - wspomina kobieta. Booking.com: "Proszę nie klikać w żadne linki" Konsultant serwisu rezerwacyjnego odpisał pani Annie, żeby pod żadnym pozorem nie otwierała przysłanego linku. Kiedy po dwóch godzinach kobieta napisała rzekomemu wynajmującemu, że jej karta została zweryfikowana przez serwis rezerwacyjny i nie ma potrzebny kolejnego jej sprawdzania, ten nie odpuszczał. "Nie znasz wszystkich zasad. Potwierdziłeś swoją kartę na Booking.com, ale jako hotel prosimy naszych gości o potwierdzenie karty również na stronie hotelu. To jest wymagane" - pisali w dalszym ciągu oszuści. Pani Anna, mając już pewność, że ktoś nachalnie chce wyłudzić dane jej karty, rezerwację odwołała. - Kiedy napisałam, że ze względu na bezpieczeństwo nie wejdę w żaden link i wycofuję rezerwację, "pracownik" szybko przeszedł na język rosyjski. Napisał cyrylicą: "Idź w ch..." - wspomina kobieta. Sposób ten sam, tylko portal inny Oszustwo "na booking" jest kolejną odmianą próby wyczyszczenia konta ofiary. Interia niejednokrotnie pisała o oszustwach "na OLX", gdzie po wystawieniu na portalu oferty sprzedaży jakiegokolwiek przedmiotu, niezależnie od jego wartości, potencjalni klienci zaczynają kontaktować się ze sprzedającym za pośrednictwem WhatsAppa, przekonując po krótkiej rozmowie, że opłacili już wysyłkę przedmiotu, a jedyne co musi zrobić sprzedający to wejść w przesłany przez nich link i wpisać swoje dane. Czytaj więcej: Plaga oszustw w internecie. Jak dochodzi do włamań na konta? Sprawdź i nie daj się okraść Dla oszustów liczy się przede wszystkim imię i nazwisko, numer karty kredytowej oraz trzycyfrowy kod weryfikacyjny umieszczony na odwrocie. Kupujący zapewnia, że po przelaniu pieniędzy na kartę, w ciągu trzech dni do sprzedającego przyjedzie kurier i odbierze zakupiony przedmiot. Tyle, że kurier się nie pojawia. Za to z karty kredytowej znikają pieniądze. I to najczęściej szybciej niż sprzedający zdąży się dodzwonić się do banku, by kartę zastrzec. Przed otwieraniem linków nieznanego pochodzenia i podawaniem danych takich jak numer karty kredytowej od miesięcy przestrzegają komendy policji w całym kraju. Jak się ustrzec? Złotego środka nie ma, ale pomocne są zdrowy rozsądek i czujność. "Zaleca się nie podawanie danych do logowań, numerów kart i nie klikanie w nieznane nam linki" - przekonują policjanci. "Nam się udało, ale oszuści na tym nie poprzestaną" Pani Annie po feralnej rezerwacji pozostaną tylko niemiłe wspomnienia. Kobieta jest jednak przekonana, że oszuści za chwilę wrzucą na serwis booking.com kolejną ofertę nieistniejącego noclegu i ktoś inny może paść ich ofiarą. - Ja się nie dałam oszukać, ale ktoś mniej czujny zostałby z walizkami w obcym kraju i bez pieniędzy. A tego, że oszust będzie działać dalej jestem pewna. Po wycofaniu rezerwacji oferta wynajmu apartamentu zniknęła. Ale wieczorem była znów widoczna, tyle że pod inną nazwą - podsumowuje kobieta.