Pacjenci zwracają uwagę, że najczęściej na SOR zgłaszają się osoby, które doznały urazu albo silnego bólu nagle. I dlatego tak bardzo przeszkadza im konieczność czekania. "To trudna sprawa, przychodzi się i kolejki są. Musieliśmy czekać dwie godziny. Jest czasami lekceważący stosunek do pacjenta" - przyznają w rozmowie z RMF FM mieszkańcy Warszawy pytani o ich doświadczenia związane z pobytem na SOR-ach. Raport pokazuje, że prawie połowa pacjentów narzeka, że po przyjściu na SOR nie dostali precyzyjnej informacji, jak długo będą musieli czekać. Pacjenci: Praca SOR-ów nie jest dobrze zorganizowana Negatywną opinię na temat działania SOR-ów, dotyczącą tego, że praca na nich nie jest dobrze zorganizowana, ma ponad 70 procent osób, które z nich korzystały - wynika z raportu Fundacji "My pacjenci". Minister zdrowia Łukasz Szumowski 10 października przekonywał na antenie RMF FM, że finansowanie Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych zwiększyło się o połowę w czasie ostatniej kadencji. "Tam, gdzie to zostało wdrożone, można skrócić czasy oczekiwania. Ja nawet mam takie dane: w Bydgoszczy cztery godziny na zielonej linii, godzina na żółtej linii" - mówił minister zdrowia. Lekarze, z którymi rozmawiał reporter RMF FM, zwracają uwagę, że jednym ze sposobów na poprawę sytuacji mogłoby być lepsze informowanie o tym, kto powinien trafiać na SOR. Jacek Kozakiewicz, wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej przekonuje, że według niego długie kolejki to efekt między innymi tego, że na takie oddziały trafiają pacjenci, których nie powinno tam być. "To są ci, którzy nie mają czasu skorzystać z tradycyjnej porady lekarza rodzinnego i poczekać na nią, czasami są osoby pod wpływem alkoholu. Wiem z rozmów z lekarzami, że na ostry dyżur przeciętnie zgłasza się 120 osób. Duża część osób spośród nich nie powinna trafić na SOR, tylko do innego lekarza" - dodaje. Lekarze przypominają, że na SOR-ach pomoc mogą dostać osoby, które są w stanie zagrożenia życia lub zdrowia. W raporcie Fundacji "My pacjenci" czytamy, że "wielu ekspertów zwraca uwagę, że pacjenci udający się na SOR wcale nie zachowują się nagannie (cwaniactwo, wygodnictwo), a racjonalnie - wiedzą, że nie można ich odesłać bez badania i oceny stanu zdrowia. Zostają kompleksowo "zaopiekowani"; tymczasem w przychodniach często czekają do specjalisty nawet kilka miesięcy". W dyskusjach padają też zarzuty wobec samych lekarzy POZ, którzy mają odsyłać pacjentów na SOR celem zaoszczędzenia na kosztach badań czy uniknięcia odpowiedzialności za leczenie trudniejszych przypadków. "Nie powinniśmy oceniać surowo pacjentów, tylko system. Nie znam i nie widziałam na SOR osób symulujących, których celem było wymuszenie czegoś na lekarzu. Kto chciałby spędzić kilkanaście godzin w bardzo niekomfortowych warunkach, by lekarz wykonał USG? Być może większość szuka pomocy na SOR, bo nie ma świadomości, że są przychodnie pełniące nocny czy świąteczny dyżur" - czytamy w raporcie. Michał Dobrołowicz