Zamieszki w Budapeszcie
Prawie 200 osób zostało rannych w starciach demonstrantów z policją w Budapeszcie. Na ulice stolicy wyszło 10 tysięcy osób.
Tak gwałtownych protestów nie było na Węgrzech od 50 lat. Manifestanci domagali się dymisji lewicowego premiera, który przyznał, że kłamał, aby wygrać wybory. Tymczasem sam premier oświadczył, że nie poda się do dymisji, tylko będzie kontynuował plan reform.
Tysiące protestujących wdarło się do gmachu państwowej telewizji. Nad ranem policja usunęła demonstrantów z budynku - podaje węgierska agencja MTI. Telewizja wznowiła nadawanie programów.
MTI cytuje słowa rzecznika policji Laszlo Garamvolgyiego, który powiedział, że nad ranem oddziały policji weszły na teren budynku, usuwając demonstrantów. Usunięto też ludzi z placu przed siedzibą telewizji. Agencja MTI informuje również o planach sprowadzenia do węgierskiej stolicy posiłków policji z innych regionów kraju.
Manifestacje przeciwko szefowi rządu trwały w węgierskiej stolicy od niedzieli wieczorem. Tego dnia w radiu wyemitowano nagranie, w którym premier mówi do kolegów partyjnych, że jego rząd za poprzedniej kadencji kłamał na temat stanu państwa i gospodarki, by tylko utrzymać się przy władzy.
Nie jest jasne, w jaki sposób taśma przedostała się do mediów. Premier potwierdził, że nagranie jest prawdziwe. - To prawda. Przez ostatnie lata polityczna elita tego kraju kłamała w żywe oczy. Te wielkie polityczne kłamstwa zaczęły się już w 1992 roku. Jak możemy się z tym uporać? Ja nie potrafiłem przez ostatnie półtora roku - powiedział szef węgierskiego rządu.
W nocy z poniedziałku na wtorek pokojowa demonstracja koło parlamentu przerodziła się w starcia z policją pod budynkiem państwowej telewizji. Grupie demonstrantów - według różnych źródeł od 50 do 100 - udało się wedrzeć do gmachu. Telewizja przerwała nadawanie, personel starał się wydostać z budynku.
Według węgierskiej agencji prasowej MTI ponad stu rannych to policjanci. Jeden z nich jest w bardzo ciężkim stanie. Policja użyła gazów łzawiących i armatek wodnych dla rozpędzenia tłumu. W rejonie budynku telewizji - skąd związany z centroprawicowym ugrupowaniem Fides prywatny kanał telewizyjny Hir TV nadaje bezpośrednie relacje z demonstracji - spalono wiele samochodów, zdemolowano witryny sklepowe i wejścia do banków.
Demonstranci, wśród których byli również członkowie ugrupowań skrajnej prawicy, zaatakowali stojący obok gmachu telewizji pomnik żołnierzy radzieckich. Niektórzy manifestanci krzyczeli "56!", przywołując krwawo stłumione powstanie węgierskie 1956 r.
- Teraz w Budapeszcie jest spokojnie - powiedział rano RMF polski konsul Marcin Sokołowski. Posłuchaj:
Premier Gyurcsyany powiedział, że polecił policji zastosowanie "wszystkich dostępnych środków" by przywrócić spokój. We wtorek zebrała się Rada Bezpieczeństwa Narodowego, która przedyskutuje dalsze kroki.
Gyurcsany zaproponował we wtorek debatę parlamentarną, by ocenić sytuację polityczną w kraju. Jednak opozycja z prawicowego Fideszu zapowiedziała już wcześniej, że w geście protestu przeciw szefowi rządu zbojkotuje posiedzenie parlamentu zaplanowane na wtorek. Deputowani mieli omówić na nim bilans stu dni rządu Guyrcsanyego.
Zobacz też: Węgierska gospodarka tonie?
INTERIA.PL/RMF/PAP