"Jeden z głównych warunków (wejścia do strefy euro), to wymóg, by deficyt budżetowy nie przekraczał 3 proc. PKB. W żadnym wypadku nie 10 proc. PKB. Bruksela jest nieubłagana" - pisze moskiewski dziennik. "Ponadto przyjęcie budżetu Unii Europejskiej przekreśliło wielkie nadzieje Węgrów - podobnie jak Polaków, Słowaków i Czechów - na szczodre zastrzyki w gospodarkę ze strony UE" - dodaje "Rossijskaja Gazieta". Według moskiewskiego dziennika, "samo życie dyktuje węgierskiemu rządowi ostre ograniczenia praktycznie we wszystkich sferach". "+Dieta+, zaproponowana przez premiera (Ferenca) Gyurcsanya, jest bolesna. Podwyżka podatków, redukcja personelu administracyjnego w ministerstwach i urzędach, zamknięcie części szkół i szpitali, wprowadzenie opłat za wykształcenie i opiekę medyczną, ograniczenie konsumpcji, a w efekcie - obniżenie stopy życiowej" - pisze "Rossijskaja Gazieta". "Ludziom to się naturalnie nie podoba" - podkreśla dziennik. "Rossijskaja Gazieta" przypomina, że w poprzednich latach - bez względu na to, czy rządziła lewica, czy prawica - deficyt budżetu państwa na Węgrzech dochodził do 10-12 proc. PKB, co stanowiło 3-4 mld euro rocznie. "Miliardowe dziury w budżecie łatano pożyczkami i kredytami, od których należy płacić wysokie odsetki. Dla spłacenia długów trzeba sprzedawać najcenniejsze aktywa państwa. Mimo to zadłużenie Węgier przekracza 50 mld dolarów. Jest to dwa razy więcej niż w czasach socjalizmu. Wkrótce nie będzie czego sprzedawać" - pisze dziennik.