Zamach w Turcji może być pierwszym z serii siedmiu
Turecka Narodowa Organizacja Wywiadowcza (MIT) od końca czerwca wysyłała powtarzające się sygnały o wysokim ryzyku przeprowadzenia zamachów terrorystycznych w kraju, jednak służby Ankary nie były w stanie wyśledzić w porę żadnego z zamachowców - informuje TVN24, powołując się na dziennik "Hurryiet Daily News".

Zamach na ośrodek kultury, w którym zebrali się wolontariusze z Turcji, Kurdystanu i Syrii mający odbudowywać nieodległe, zniszczone w walkach z Państwem Islamskim miasto Kobane, przeprowadził zamachowiec z tej islamistycznej organizacji - stwierdzili eksperci Ankary, cytowani przez krajowe media. W wyniku zamachu śmierć poniosło 30 osób, wiele zostało rannych.
Dziennik "Hurryiet Daily News" informował wczoraj, że podejrzewaną o zamach jest 18-letnia kobieta. W dzisiejszym internetowym wydaniu czytamy dodatkowo, że tureckie służby wywiadowcze wiedziały o nadciągającym zamachu i ostrzegały przed nim od 22 czerwca.
W tym czasie do centrali MIT dotarła informacja o przekroczeniu tureckiej granicy przez grupę siedmiu dżihadystów. Turcy dotarli nawet do ich nazwisk. W grupie było czterech mężczyzn i trzy kobiety. W rezultacie poszukiwania dżihadystów aresztowano 97 osób, jednak żadna z nich nie przybliżyła służb do poszukiwanej siódemki.
Jak pisze "Hurryiet Daily News", osoba, która wysadziła się w powietrze w poniedziałek w Suruc, to najprawdopodobniej 18-latka należąca do sunnickiego ugrupowania. Może to oznaczać, że z siedmiorga dżihadystów, sześcioro wciąż przebywa w ukryciu i przygotowuje inne zamachy w Turcji - czytamy.