Wielka Brytania: Dwa lata po tragedii
Na londyńskiej stacji King's Cross z udziałem premiera Gordona Browna i burmistrza Londynu Kena Livingstone'a uczczono w sobotę pamięć 52 śmiertelnych ofiar ataków terrorystycznych na metro i autobus, dokonanych przed dwoma laty przez czterech zamachowców-samobójców. W zamachach około 700 osób zostało rannych.
Przed stacją znajduje się symboliczny ogród pamięci z tablicą pamiątkową, przy której złożono wieńce. Rodziny ofiar nie życzyły sobie obchodów publicznych na dużą skalę.
Bomby, wniesione do pociągów w plecakach przez czterech zamachowców (Lindsey Germaine'a, Mohammeda Siddique Khana, Shehzada Tanweera i Hasiba Hussaina), wybuchły krótko przed godziną 9.00 rano w tunelu pomiędzy stacjami King's Cross i Russell Square, Aldgate, Edgware Road i w autobusie w pobliżu Tavistock Square.
Wśród ofiar były trzy Polki: 23-letnia Monika Suchocka z Dąbrówki Malborskiej, 29-letnia Karolina Gluck z Chorzowa oraz 43-letnia Anna Brandt, a także dawny działacz Komitetu Pomocy dla "Solidarności" - 55-letni Giles Hart, inżynier w British Telecom.
- Od zamachów minęły dwa lata, ale wydarzenie to jest wciąż żywe w pamięci. Jest to przeżycie, z którym trzeba żyć do końca życia - powiedział prasie 64-letni George Roskilly, który przeżył zamachy.
Tymczasem ujawniono, iż w dwa lata od zamachów aż 118 roszczeń o odszkodowanie na łączną liczbę 614 nadal nie zostało rozstrzygniętych. Dotyczą spraw najbardziej skomplikowanych, związanych z kalkulacją utraconych zarobków i kosztów opieki zdrowotnej przez resztę życia. Ofiarom zamachów, lub członkom ich rodzin wypłacono jak dotąd łącznie 4,2 mln funtów.
W związku z dużymi imprezami w czasie tego weekendu: wyścigiem Tour de France, który startuje z Londynu, rozgrywkami o puchar Wimbledonu i koncertem Live Earth, w Londynie obowiązują zaostrzone środki bezpieczeństwa.
INTERIA.PL/PAP