Villepin się trzyma
Mimo zamieszania w tzw. aferę Clearstream premier Francji Dominique de Villepin nie zamierza wcale ustępować ze stanowiska. Szef rządu uważa się za ofiarę kampanii oszczerstw.
W aferę Clearstream zamieszane są najwyższe osoby we Francji - premier Villepen i prezydent Jacques Chirac. Clearstream International to bank z siedzibą w Luksemburgu. Na jego kontach czołowi politycy francuscy mieli trzymać miliony pochodzące z nielegalnych źródeł. Po anonimowym donosie w 2004 roku sprawę prześwietliła prokuratura. Donos okazał się być bezpodstawny, ale zaszkodził m.in. głównemu rywalowi politycznemu lansowanego przez Chiraca Villepena - Nicolasowi Sarkozy'emu.
Według prasy, Chirac i lansowany przez niego obecny premier de Villepin, od wielu lat główny polityczny rywal Sarkozy'ego, zostali obciążeni przez generała tajnych służb Philippe'a Rondota. Miał on ujawnić, że prezydent z premierem zlecili mu prowadzenie tajnego śledztwa przeciwko Sarkozy'emu.
I chociaż Rondot, obecnie już na emeryturze, zaprzeczył ostatnio jakoby miał otrzymać takie polecenie, środowy "Le Monde" ujawnił, że w aktach z jego przesłuchania znalazła się własnoręczna notatka generała, potwierdzająca, że de Villepin interesował się rzekomym tajnym kontem Sarkozy'ego.
De Villepin, który w 2004 r. był ministrem spraw zagranicznych, przyznał w czwartek że zlecił dochodzenie w sprawie rzekomych tajnych kont, ale - jak powiedział - była to "misja weryfikacyjna" w celu "ocenienia niebezpieczeństwa".