Ogłaszając decyzję swojego ugrupowania o złożeniu wniosku o rozwiązanie landtagu, Kemmerich, wybrany w środę na stanowisko premiera Turyngii, stwierdził na czwartkowej konferencji prasowej, że demokraci potrzebują demokratycznych większości. "Nieunikniona dymisja" "W tym parlamencie nie da się ich zbudować" - uzasadniał, dodając: "Moja dymisja jest nieunikniona". Kemmerich został w środę nieoczekiwanie wybrany na premiera Turyngii. Liberałowie mają co prawda jedynie pięciu deputowanych w landtagu w Erfurcie, ale za ich kandydatem w trzecim opowiedzieli się chadecy oraz deputowani prawicowo-populistycznej Alternatywy dla Niemiec (AfD). Gwałtowna fala krytyki Po raz pierwszy premier niemieckiego kraju związkowego został wybrany dzięki głosom tego izolowanego ugrupowania. Wywołało to gwałtowną krytykę i głosy domagające się dymisji. Przyłączyła się do nich kanclerz RFN Angela Merkel, która przebywa z wizytą w RPA. Szefowa niemieckiego rządu uznała, że wejście chadeków w nieformalny sojusz polityczny z AfD stanowi "złamanie jednej z fundamentalnych zasad CDU". "Należy to powiedzieć: jest to krok niewybaczalny, a zatem wynik (tych wyborów) musi zostać anulowany" - oznajmiła. "Perfidny trik" Jeszcze w środę Kemmerich nie zamierzał rezygnować. "Przedterminowe wybory nie są żadną alternatywą" - zarzekał się w telewizji MDR. Zmienił jednak zdanie, gdy szef FDP Christian Lindner przybył na rozmowy kryzysowe do Erfurtu i oskarżył AfD o "zastosowanie perfidnego triku", który miał zaszkodzić demokracji. Do wyboru kandydata FDP faktycznie doszło dzięki fortelowi, ale zastosowali go właśnie liberałowie. Zgłosili oni polityka ze swoich szeregów dopiero w trzecim głosowaniu. W poprzednich dwóch ścierali się ze sobą obecny premier Turyngii Bodo Ramelow z postkomunistycznej Lewicy i kandydat AfD, bezpartyjny Christoph Kindervater. Żadnemu z nich nie udało się uzyskać absolutnej większości. Zgodnie z zasadami wyboru w trzecim podejściu wystarczy zwykła większość. Postanowili to wykorzystać liberałowie, zakładając, że AfD może zagłosować na ich deputowanego, by uniemożliwić wybór Ramelowa. Kemmerich dostał 45 głosów, a dotychczasowy premier - 44. Jeden deputowany w 90-osobowym landtagu wstrzymał się od głosu. W październikowych wyborach w Turyngii zwyciężyli postkomuniści z Lewicy, zdobywając 31 proc. głosów. Na drugim miejscu znalazła się AfD z 23,4 proc. poparcia, na którą głosowało dwa razy więcej wyborców niż pięć lat temu. Porażkę poniosła CDU, która zajęła dopiero trzecie miejsce. Chadecy, którzy rządzili Turyngią nieprzerwanie w latach 1990-2015, otrzymali 21,8 proc. głosów, czyli o blisko 12 pkt proc. mniej niż w 2014 roku. Straty poniosła także socjaldemokratyczna SPD, która zdobyła zaledwie 8,2 proc. głosów. Do landtagu weszli też Zieloni (5,2 proc.) i liberałowie z FDP (5 proc.), którzy zaledwie o 73 głosy przekroczyli próg wyborczy. Chociaż Lewica wygrała, to ich przywódca w landzie Ramelow nie mógł już liczyć na pewny wybór na stanowisko premiera. Koalicja rządowa, na której czele stał, utraciła bowiem większość w landtagu. Szef chadeków w Turyngii Mike Mohring sugerował możliwość poparcia rządu mniejszościowego Ramelowa. Za takim rozwiązaniem byli też działacze liberalnego skrzydła CDU na poziomie federalnym. Przeważyło jednak zdanie lokalnych członków chadecji, którzy nie wyobrażają sobie współpracy z postkomunistami.