Polscy emigranci wydają kesz i jeżdżą sabłejem
Polacy przebywający na Wyspach i w USA posługują się charakterystycznym slangiem, będącym mieszaniną polskiego i angielskiego. Ponglish - bo tak nazywa się ten język - jest całkowicie niezrozumiały dla otoczenia - podaja Ananova.
Nasi rodacy nie płacą już polskich podatków, ale "taksy", podróżują "tubą" (ang. tube) i narzekają na "trafik" (ang. traffic). W angielskich sklepach wydają "kesz" (ang. cash), do Polski wykonują "fony" (ang. phone calls), a w "tejk ofy" (ang. take off) spotykają się z "frendami" (ang. friends).
Nowy slang dorobił się już swojej definicji w Wikipedii.
Język, którym posługują się Polacy mieszkający i pracujący na Wyspach Brytyjskich (Wielka Brytania i Irlandia) bądź w innych krajach angielskojęzycznych. Slang ten oparty jest na języku polskim, ale zawiera wiele wyrazów, zwrotów, wyrażeń oraz konstrukcji składniowych pochodzących z języka angielskiego.Cechą charakterystyczną tej hybrydy jest spolszczanie wymowy wyrazów angielskich i dodawanie do nich końcówek i przedrostków charakterystycznych dla języka polskiego.Wśród Polaków dłużej przebywających w środowisku anglojęzycznym pojawiają się deformacje języka polskiego polegające na używaniu dosłownie tłumaczonych angielskich idiomów, angielskich naleciałościach w wymowie (np. zanik palatalizacji) czy złym używaniu przypadków.
Przykłady:
Daj mi fona, jak już będziesz fri (z ang. "free" - wolny, swobodny), to wezmę dzień offa i wydamy trochę keszu.
Rano lepiej jechać sabłejem (z ang. "subway" - metro), niż brać autobus (z ang.: "to take bus" - jechać autobusem), bo w city (z ang.: "city" - centrum miasta) jest okropny trafik.
Czy spotkałeś się kiedykolwiek ze slangiem Ponglish? Jeśli tak, podziel się z nami swoimi spostrzeżeniami