Politycy UDAR-u: Kliczko mógł zginąć jak Lech Kaczyński
"Witalij Kliczko mógł zginąć jak Lech Kaczyński - zaalarmowali politycy ukraińskiej partii UDAR, na czele której stoi były bokser. Wystosowali oświadczenie do zachodnich dyplomatów o próbie zamachu na życie swojego lidera. To pierwszy raz, gdy zagraniczni politycy tak wyraźnie opowiedzieli się w sprawie tego, co mogło stać się 10 kwietnia 2010 r." - czytamy w "Gazecie Polskiej Codziennie".
"Szef ukraińskiej partii opozycyjnej Witalij Kliczko mógł zginąć w katastrofie lotniczej podobnej do tej, w której zginął prezydent Polski Lech Kaczyński" - oświadczyli przedstawiciele UDAR-u. Ukraińska opozycja twierdzi, że jest wiele podobieństw do scenariusza z 10 kwietnia 2010 roku, kiedy rozbił się Tu-154M, sugerując, że było to celowe działanie kontrolerów wieży kijowskiego lotniska.
Politycy UDAR-u wystosowali w tej sprawie oświadczenie skierowane do zachodnich dyplomatów i obserwatorów. Informują w nim otwarcie o próbie zamachu na swojego lidera.
Jak przypomina "Codzienna", Witalij Kliczko 24 listopada wracał po konsultacji z unijnymi politykami z Niemiec na Ukrainę. Kiedy samolot, którym leciał, znalazł się nad docelowym lotniskiem na pułapie zaledwie 100 metrów i miał już wypuszczone podwozie, nagle niespodziewanie otrzymał z wieży zakaz lądowania. Piloci dostali komunikat o trudnych warunkach atmosferycznych. Musieli w ostatniej chwili wykonać ryzykowny manewr i poderwać maszynę, by odejść na tzw. drugi krąg. Ostatecznie samolot został odesłany na lotnisko w mieście Krzywy Róg, położony ok. 430 km od ukraińskiej stolicy.
Odmowę posadzenia maszyny kontrolerzy lotu na kijowskich lotniskach Borispol oraz Żuliany uzasadnili przeprowadzeniem działań antyterrorystycznych w związku z alarmem bombowym. Jednak przedstawiciel partii UDAR Walerij Karpuncow podkreśla w oświadczeniu do zachodnich dyplomatów, że zakaz lądowania został przekazany o godz. 11.13, a anonimowy telefon ostrzegający o szykującej się próbie zamachu zarejestrowano dopiero o 11.48. Informacja o zakazie lądowania została przekazana pilotom, kiedy znajdowali się na wysokości ok. 100 m nad ziemią. Samolot miał już wypuszczone podwozie i był przygotowany do lądowania, a widoczność wynosiła poniżej 50 m.
"Dodatkowo załogę wprowadzano w błąd podczas rozmów z wieżą aż do ostatniej chwili" - napisał Karpuncow. "Takie działania kontrolerów lotu, w tych konkretnych warunkach mogły spowodować tragedię podobną do tej, do jakiej doszło pod Smoleńskiem z samolotem, na którego pokładzie znajdował się prezydent Polski" - stwierdził Karpuncow.
INTERIA.PL/Gazeta Polska Codziennie