Polacy odczuwają potrzebę wielkiej zmiany w USA
W Polsce Barack Obama nie dałby Johnowi McCainowi najmniejszych szans na zwycięstwo - według najnowszego sondażu dla "Rzeczpospolitej" - zdobyłby dwa i pół razy więcej głosów niż kandydat republikanów.
Zdaniem Jerzego Haszczyńskiego, to żadna niespodzianka, że także w Polsce kandydat demokratów jest popularniejszy od McCaina. Na świecie - jak wynika z wielkiego sondażu Gallupa - są tylko cztery kraje, w których wygrałby McCain: Gruzja i trzy państwa Azji Wschodniej: Filipiny, Kambodża i Laos. Niespodzianką jest jednak skala zjawiska. To wynik typowy dla Europy Zachodniej.
Z podobnym lub jeszcze większym entuzjazmem niż Polacy o Obamie, wypowiadają się w badaniach opinii publicznej Niemcy, Francuzi czy Belgowie. Czyli ci, dla których dotychczasowy prezydent George W. Bush był nie do zniesienia jako symbol Ameryki butnej, zaborczej i staroświeckiej.
Jak zauważa publicysta "Rz", Polacy też są zmęczeni Bushem, którego kojarzą zapewne głównie z wojną w Iraku - od zawsze źle przyjmowaną przez społeczeństwo, w przeciwieństwie do polityków i publicystów. I nie usatysfakcjonowałaby ich wymiana na nowszy (choć metrykalnie starszy) model republikańskiego prezydenta.
Wydaje się, że również Polacy odczuwają potrzebę wielkiej zmiany w Waszyngtonie - przełamywania tabu, nowego otwarcia, rewolucji nieomal. A z tym właśnie kojarzy się Barack Obama. Chodzi o nową twarz Ameryki, ale już nie o to, jaki wpływ na nasz kraj będzie miała polityka jej nowego prezydenta. Bo w tej kwestii Polacy wielkich różnic między Obamą i McCainem nie widzą.
Także jeżeli chodzi o pomoc, jakiej potrzebowałaby Polska w wypadku zagrożenia. Prawie cały świat, w tym Polska, czeka na zwycięstwo Obamy. Pytanie tylko, jakie znaczenie ma to dla Amerykanów? - akcentuje w "Rzeczpospolitej" Jerzy Haszczyński.
INTERIA.PL/PAP