Dzięki porozumieniu przewoźnicy europejscy i amerykańscy będą mogli oferować loty na trasach UE-USA z dowolnych lotnisk na obu kontynentach, bez konieczności uzgadniania tego z rządem danego kraju. Porozumienie uzgodnione dwa miesiące temu wejdzie w życie w marcu 2008 r. W wydanym w poniedziałek oświadczeniu unijny komisarz ds. transportu Jacques Barrot wyraził nadzieję, że układ zrewolucjonizuje rynek translatlantyckich połączeń lotniczych i przyczyni się do obniżenia cen. Porozumienie jest wynikiem czteroletnich, żmudnych negocjacji między ekspertami Komisji Europejskiej i USA. Ich stawka była olbrzymia: loty transatlantyckie stanowią 60 proc. światowego ruchu lotniczego, a rocznie korzysta z nich prawie 50 mln pasażerów. Ale negocjacje przedłużały się z innego powodu - kwestii wzajemnego otwarcia się na inwestycje w sektorze lotniczym. W trakcie negocjacji UE nie zdołała przekonać Amerykanów do złagodzenia stanowiska i ostatecznie w umowie przyjęto zapis, że co prawda unijne firmy będą miały prawo nabyć ponad połowę udziałów w liniach lotniczych USA, ale ich prawo głosu będzie ograniczone do 25 proc. To oznacza, że Europejczycy nie będą mieli decydującego głosu w podejmowaniu strategicznych decyzji. By zachować symetrię, UE zastrzegła, że może wprowadzić analogiczne ograniczenia. W umowie jest jeszcze jedno ustępstwo na rzecz USA: amerykańskie linie będą mogły swobodnie latać między miastami europejskimi (ale nie w ramach jednego kraju), natomiast europejskie będą wciąż pozbawione prawa wykonywania połączeń między miastami w USA. Ostatnie tego rodzaju sporne kwestie mają być rozstrzygnięte podczas kolejnej rundy negocjacji w przyszłym roku.