Nowy Jork: 4 osoby zginęły pod dźwigiem
Mierzący kilkadziesiąt metrów dźwig zwalił się w sobotę na budynek mieszkalny na Manhattanie, zabijając co najmniej cztery osoby i raniąc 10 innych - powiadomił burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg.
Dźwig przytwierdzony był do ściany będącego w budowie wysokościowca, który obecnie ukończonych ma 19 z docelowych 44 kondygnacji. Do wypadku doszło podczas wydłużania żurawia, aby umożliwić budowę kolejnego piętra - oświadczył Bloomberg.
Z relacji Stephena Kaplana - właściciela budującej ten wieżowiec firmy Reliance Construction Group - wynika, że spadający kawałek stali przeciął jedną z lin mocujących dźwig do konstrukcji budynku i w efekcie maszyna odczepiła się. Fragmenty przewracającego się dźwigu praktycznie zrównały z ziemią czteropiętrowy ceglany budynek i uszkodziły trzy inne.
W wypadku zginęły co najmniej cztery osoby, prawdopodobnie robotnicy budowlani. Ponadto 10 osób zostało rannych, w tym trzy ciężko - podał burmistrz. Ofiar byłoby przypuszczalnie więcej, gdyby mieszczący się na parterze zrujnowanego budynku bar był w chwili katastrofy czynny.
- To był całkowicie nieprawdopodobny wypadek. Gdyby ten kawałek stali spadł odrobinę bardziej na lewo lub na prawo, nic by się nie stało - powiedział Kaplan. Zastrzegł jednak, że nie ponosi odpowiedzialności za wypadek, bowiem dźwig obsługiwała podnajmowana przez niego firma.
Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że wielokrotnie zwracali władzom miasta uwagę na nieprawidłowości przy budowie drapacza chmur. Według nich, budynek powstawał zbyt szybko. Na początku marca do nowojorskiego Departamentu Budownictwa wpłynęła skarga, że dźwig jest niewystarczająco solidnie przytwierdzony do budynku. Inspekcja wykazała jednak, że wszelkie normy są spełnione. Podobną skargę odrzucono także w lutym.
Burmistrz Bloomberg uznał sobotnie wydarzenie za jedną z najgorszych w ostatnich latach katastrof budowlanych w Nowym Jorku.
INTERIA.PL/PAP