- Ktoś, kto poniósł porażkę, pełniąc swój urząd, będzie żegnany, jakby dokonał dla Niemiec wielkich rzeczy - powiedział Gabriel w opublikowanej w środę rozmowie z gazetą "Stuttgarter Nachrichten". Jego zdanie, trudno pogodzić się z tym, że Wulff nie zrezygnował z wojskowej ceremonii na jego cześć. Zaapelował również do byłego prezydenta, by zrzekł się przysługującej mu dożywotniej emerytury w wysokości 199 tys. euro rocznie oraz przywilejów, takich jak utrzymywane przez państwo biuro z pracownikiem czy samochód służbowy. Nie będzie otrzymywał zaproszeń? Według Gabriela, okoliczności rezygnacji Wulffa z urzędu pozwalają sądzić, że nie będzie on otrzymywał wielu oficjalnych zaproszeń, tak jak inni byli prezydenci RFN. Christian Wullf podał się do dymisji 17 lutego, gdy hanowerska prokuratura wystąpiła o uchylenie jego immunitetu w związku z podejrzeniem o przyjmowanie korzyści majątkowych. Pełnił urząd głowy państwa przez niespełna 20 miesięcy. Nawet niektórzy politycy chadecko-liberalnej koalicji rządzącej krytycznie wypowiadają się o planowanej uroczystości na cześć Wulffa. Rząd w Berlinie uważa jednak, że wielki capstrzyk to zwyczaj państwowy i byłemu prezydentowi należy się honorowe pożegnanie. Tzw. wielki capstrzyk odbędzie się w czwartek Tzw. wielki capstrzyk na cześć byłego prezydenta - z przemarszem żołnierzy i odegraniem przez wojskową orkiestrę wybranych przez honorowego gościa utworów - odbędzie się w czwartek wieczorem w parku przed Zamkiem Bellevue w Berlinie. Swoją obecność zapowiedziała kanclerz Angela Merkel i ministrowie jej rządu. Zabraknie natomiast czołowych polityków opozycji; Wulff nawet nie zaprosił szefów frakcji parlamentarnych. Udziału w capstrzyku odmówili czterej pozostali byli prezydenci RFN: Roman Herzog, Richard von Weizsaecker, Walter Scheel oraz Horst Koehler; ten ostatni wytłumaczył, że w tym czasie przebywa za granicą.