Sytuację na oddziałach pogotowia określa się jako krytyczną, a cały system funkcjonowania tych placówek we włoskiej stolicy jako bliski załamania. Specjalna jednostka karabinierów, która dokonała inspekcji na wszystkich oddziałach pogotowia w Wiecznym Mieście, stwierdziła, że są one skrajnie przepełnione i funkcjonują fatalnie. Pacjenci po kilkanaście godzin czekają tam na pomoc medyczną, a na miejsce w szpitalu nawet 4 dni. Prokuratura zainteresowała się tą sprawą po serii artykułów w prasie i licznych sygnałach od pacjentów. Media podały, że po informacji o wszczęciu dochodzenia i serii kontroli sytuacja nieco się poprawiła, ale wiele chronicznych problemów pozostało, z czego najbardziej dotkliwym jest brak miejsc w szpitalach. W dyskusji pojawiły się opinie, że to, co dzieje się w placówkach pogotowia, jest "narodową hańbą", wynikłą z cięć w nakładach na służbę zdrowia. Jej przedstawiciele podkreślają, że ofiarami tego stanu rzeczy są w takim samym stopniu pacjenci jak i lekarze oraz cały personel medyczny. Lekarze i pielęgniarki są zestresowani z powodu nadmiaru pracy i warunków, w jakich muszą ją wykonywać. Włoskie media przytaczają dane Trybunału Obrony Praw Chorego, czyli inicjatywy obywatelskiej przyjmującej sygnały od pacjentów. Z grudniowego raportu, sporządzonego na podstawie monitoringu 27 punktów pogotowia w regionie Lacjum, wynika, że czas oczekiwania na pomoc w przypadkach, gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia życia, wynosi od 5 do 12 godzin. Nawet kilka dni trzeba czekać na miejsce na oddziale szpitalnym. W poczekalniach brakuje nawet krzeseł, a wiele osób godzinami czeka na stojąco. Często nie ma nawet pielęgniarki, która czuwałaby nad sytuacją. Niektórzy leżą na korytarzu na noszach. Ponieważ nosze nie są oddawane do karetek, nie mogą one bez nich wyjechać do następnego wezwania. W jednym ze szpitali stwierdzono , że w sali o powierzchni 24 metrów kwadratowych na noszach leżały 24 osoby, czekające na pomoc. Przepełnienie placówek pogotowia w Rzymie tłumaczy się też utrwalonym zwyczajem, by właśnie tam zwracać się po pomoc medyczną także w lżejszych przypadkach. Zdaniem lekarzy publicznych przychodni i pracujących w nich specjalistów jest za mało.